W ręce moje trafiły trzy kosmetyki, o których ciężko mi coś złego napisać. Dlatego napiszę dobrze.
Body Boom, Coffee Scrub, Shimmer Gold
Wydawało mi się, że już nic nie da się wymyślić jeśli chodzi o peeling kawowy. Masła, oleje, sól, cukier, no co jeszcze można dodać? Można dodać jeszcze czegoś delikatnie połyskującego i sprawić, że po peelingu wygląda się jak milion dolców. To właśnie zrobiło Body Boom.Peeling w pierwszej chwili wdaje się być przerażająco błyszczący. Jednak po wypeelingowaniu ciała, zmyciu peelingu i wytarciu skóry ręcznikiem, na skórze pozostaje bardzo subtelna "poświata" lepiej widoczna w sztucznym niż naturalnym świetle. I prawdę powiedziawszy to jest bardzo ładny efekt, zdrowej, błyszczące, rozświetlonej skóry.
Co do samego peelingu, to jest on bardzo drobny, chyba najdrobniejszy peeling kawowy jaki miałam. Mimo swojego drobnego charakteru peeling działa znakomicie. Bardzo dobrze wygładza i napina skórę. Co fajne to nie zostawia na skórze bardzo tłustej warstwy, ale daje nawilżenie na takim poziomie, że nie muszę już po nim używać balsamu.
Body Boom, Face Scrub
To jest dla mnie zupełna nowość. Peeling kawowy w kremie, takiego jeszcze nie miałam.Pierwsze co uderza po otworzeniu peelingu to zapach kawy, cudo!! Widok drobinek kawy zanurzonych w kremie koloru kawy z mlekiem też mnie cieszy. Wracając jednak do użytkowania. Jest to gruby peelingi. Polecam obchodzić się z nim dość delikatnie, raczej masując niż pocierając. Po peelingu polecam produkt zostawić na 2-3 minuty na twarzy. Po kilku takich zabiegach widać pierwsze efekty lepszego napięcia skóry.
Nie odbiegając jednak dalej od tematu. Peeling fajnie oczyszcza i napina skórę, nie uszkadza skóry, nie podrażnia. Nie zostawia na skórze żadnej warstwy dlatego świetnie sprawdza się jako pierwszy krok przed maseczką czy kremem. Dobrze przygotowuje skórę do dalszych kroków pielęgnacyjnych. Aktualnie to chyba mój ulubiony peeling ścierający.
Body Boom, Krem do Twarzy
Na koniec krem. Krem zaskakujący i bardzo fajny.Krem jest mega lekki, w zasadzie bardziej przypomina żel niż krem. Oczywiście jak w każdym produkcie tej marki i w tym musiało znaleźć się coś kawowego. Tym razem olej z zielonej kawy. Stosowałam ten olej do pokręcania nawilżenia kremów pod oczy, a czasami zwykłych kremów kiedy tego potrzebowałam. Teraz mam krem z tym olejem i wiem, że to jego porządne nawilżanie w dużej mierze pochodzi od tego oleju. Poza tym olej z zielonek kawy ma silne działanie antyoksydacyjne. Po drugie mamy dość popularnie komórki macierzyste. Mają one działanie regeneracyjne, wzmacniające i łagodzące podrażnienia. Jak pisałam krem jest mega lekki i świetnie sprawdza się codziennej pielęgnacji. Wchłania się bardzo szybko i to w zasadzie do tzw. zera. Idealnie sprawdza się pod filtry i makijaż mineralny. Utrzymuje nawilżenie i nie "obciąża" dodatkowo skóry.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to zapach. Jest dość intensywny, lekko słodkawy i trochę przeszkadza mi przy nakładaniu kremu. Na szczęście szybko wietrzeje więc nie towarzyszy mi przez cały dzień.
Uwielbiam kawę
OdpowiedzUsuńWłaśnie takie produkty lubię. Tak jak kawę w każdej postaci :)
OdpowiedzUsuńWygląda smakowicie ;) Na pewno przetestuje!
OdpowiedzUsuńCzy te produkty można stosować w ciąży i podczas karmienia piersią?
OdpowiedzUsuńA ja mam pytanie o markę MARTINA GEBHARDT, czy można liczyć w najbliższym czasie na jakieś analizy? Patrząc na składy wydaje mi się, że może być ciekawie :]
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem nie robią kosmetyków dla dzieci więc analizy nie będzie
UsuńMają serię dla dzieci o nazwie "Calendula"
UsuńJest seria Calendula
UsuńNo to może kiedyś się pojawi :)
Usuń