28 stycznia 2015
Dziecko moje było na tyle łaskawe, że przez trzy lata nie chorowało praktycznie wcale.Nawet jak poszedł do przedszkola nie od razu postanowił chorować. Niestety kiedy się zaczęło tak leci - tydzień/dwa tygodnie w przedszkolu, tydzień w domu. Niestey problemem jest dostanie się do własnego lekarza. Nie mówię już o sytuacji kiedy dziecko zaczyna coś brać w weekend. O pomocy weekendowej chyba powinien powstać całkiem osobny post.
Cała seria nieszczęść zaczęła się w jakiś jesienny weekend. Dziecko dostało gorączki i zaczęło skarżyć się na ból gardła. W obawie, że rozwinię się coś paskudnego pojechaliśmy na "świąteczną pomoc".Oczywiście pediatry bark, wszak wszyscy wiedzą, że dzieci to mali ludzie więc cóż to takiego trudnego zdiagnozować trzylatka. No i wszyło, że Rycerz ma anginę. Pierwszy raz z antybiotykiem zaliczony. Szczęście, że lekarka choć dobrze dawkę dobrała, bo każąc nam wybrać antybiotyk do końca nie pomyślała, że będzie to trawać MIESIĄC.
U pediatry dostałam ocharzan, że bez potrzeby tak szybko poleciałam do lekarza - miałam czekać, aż się coś wykluje.
Chwila spokoju i Rycerz zaczyna kaszleć. Odczekałam dwa dni i poszłam do pediatry. Okazało się, że nasz lekarz został odelegowany na inną placówkę, wieć idę do tego co jest. Lekarka osłuchała Rycerza, stwierdziła przeziębienie i zaleciła szeroko reklamowane środki. Po trzech dniach nastąpił spokój, po kolejnych dwóch nawrót kaszlu. W końcu trafiliśmy do własnego pediatry. Diagnoza, zapalenie oskrzeli i antybiotyk.
Po tygodniu, jadna z mam postanowiał przyproawadzić do przedszkola dziecko, które wymiotowało całą noc "bo ona tak bardzo lubi chodzi do przedszkola" i następnej nocy Rycerz postanowił pójść w ślady koleżanki z przedszkola. Traf chciał, że była to sobota. Nauczona doświdczeniem postanowiałm iść do jedynego szpitala dziecięcego w mieście sądząc, że tam jakiś dyżur będzie.
Nic bardziej mylnego, "nie mamy izby przyjęć, a tu można przyjść tylko ze skierowaniem do szpitala". Na pytanie co mam robić, polecono mi czekać pod gabinetem i liczyć na cud, że pediatra łaskaiwem nas przyjmnie. Nie czekałabym gdyby nie właczyłą się biegunka.
Szczęście lekarz się zlitował i przyjął nas po prawie dwóch godzinach czekania.
Minęły kolejne dwa tygodnie i Rycerz znowu zaczął kaszleć. Nie czekałam, sprawdziłam czy jest 'nasz" lekarz i kiedy przyjmuje i poszłam na wizytę. Stwierdzono zwykły kaszel. Dystałam syropy i po trzech dniach było po. Nie minął tydzień i znowu pokasływnie o sobie przypomniało, tyle że tylko w nocy. Na wizycie lekarka stwierdziła że to nic takiego. Po weekendzie Rycerz poszedł do przedszkola. I go "rozebrało".
Poleciałam po dziecko, a następnie do przychodni. O godzinie 14.20 nie było już żadnego pediatry! Wysłano nas na drugi koniec miasta do innej przychodni. Lekarka o brudnych paznokciach stwierdziła, że:
- jesteśmy złymi rodzicami, gdyż pokaszlujące dziecko puściliśmy do przedszkola,
- nasze lekarka jest głupia
- ja jestem niespełna rozum bo nie zanotowałam jaki antygiotyk Rycerz brał poprzedno - cóż wydawało mi się, że jest system informatyczny wprowadzon, ale jak wiedać mylę się. Nie wzięłam pod uwagę, że nie każdy umie komputery obsługiwać.
Teraz rozglądam się za prywatnym lekarzem pediatrą.
Ach to chorowanie. A to dopiero początek. Dobrze jest poznać jak choruje własne dziecko. My nie idziemy do lekarza zaraz po rozpoczęciu chorowania. Przy gorączce za to od razu robimy prywatnie badanie moczu (dziecko miało już zakażenie układu moczowego), zbijamy temperaturę, jeśli kaszle to dajemy jakiś syropek, ewentualnie syrop z cebuli, inhalujemy. Po paru dniach idziemy sprawdzić osłuchowo, czy coś się nie rozwinęło. Przy czym kaszel i katar trwają 2 tygodnie lub dłużej - taka uroda;) Gdyby była wysoka gorączka trudna do zbicia, ból ucha to od razu idziemy do lekarza. Przy biegunce, wymiotach nie chodzimy do lekarza, ale też dziecko nigdy się nie odwodniło. Dajemy dicoflor lub smectę.
OdpowiedzUsuńJa z doświadczenia wolę iść do jedynego lekarza, któremu ufam. Chodzę niestety do przychodni państwowej, co wiąże się z rejestrowaniem dziecka przed 7 godziną...
Dziecko raz na miesiąc/dwa od jesieni do wiosny choruje... a przy tym zaczynają chorować rodzice :(
chyba ten antybiotyk na początku załatwił odporność twojego dziecka
OdpowiedzUsuńTego nie możesz być taka pewna...
UsuńAno nic innego- po antybiotyku pół roku potem w poczekalni u lekarza, a swoją robotę robią tez paciorkowce, mogą być niedorzeczne
UsuńSkąd ja to znam... U nas jest dokładnie to samo, 3 lata i jedyną "chorobą" bywał katar, a od czasu przedszkola co chwilę coś i zapalenie ucha z pierwszym antybiotykiem. Problem tylko w tym, że mieszkając w Danii o wizytę u lekarza ciężko, najpierw dzwonisz, to pani recepcjonistka robi z Tobą wywiad i ustala czy "zasługujesz" na wizytę (raz powiedziała, że 38,3 to nie jest gorączka i nie zapisała nas). I tak też było z zapaleniem ucha, był piątek, a recepcjonistka stwierdziła, że możemy przyjść w środę! No to jej wygarnęłam, że dziecko ma 39 stopni i to już chyba jest gorączka, a ucho go boli, wywalczyłam wizytę. Innym razem ja sama miałam anginę, nie mogłam mówić, jeść, a gardło było pokryte ropą, a co zrobił lekarz (Polak), nawet nie spojrzał mi do gardła i stwierdził, że musi zrobić badania krwi, żeby się dowiedzieć co mi jest (na wyniki miałam czekać tydzień). A i historia przepukliny pchwinowej naszego synka, w którą nikt nie wierzył, bo na wizycie jej nie widać (akurat była schowana), a usg nic nie wykazało (na usg przepukliny schowanej też nie widać), koniec końców zrobiłam synkowi zdjęcia, lekarz spojrzał i mówi :"o przepuklina"... serio?
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o chore dzieci w przedszkolach to też to znam, na lodówce wisi lista, które dziecko bierze antybiotyk, a jak sama pracowałam w przedszkolu to mamusia przyprowadziło dziecko z grypą żołądkową o 7 mówiąc "od 3 już nie wymiotuje, to chyba jest ok", dziecko wyglądało jak 7 nieszczęść i po 20 minutach obrzygało pół sali...
Ja tak chorowałam. Właściwie do 18 roku życia (żadne pocieszenie), za każdym razem zaczynało się tak samo: kaszel, katar, gorsze samopoczucie, lekarz od razu zapisywał mi antybiotyk. A później dalej chorowałam, miałam jakieś dziwne powikłania, odporność przestała istnieć, nawet nie gorączkowałam (w ogóle!). Było tak, że nawet przy bardzo poważnych chorobach moja temperatura nie przekraczała 37 stopni.
OdpowiedzUsuńPo 18nastce zmieniło się to, że wbrew moim rodzicom przestałam brać antybiotyki. Oczywiście na początku sporo chorowałam, ratowałam się tylko leczeniem objawowym, ale po kilku miesiącach przestałam chorować prawie w ogóle, a jeśli już coś mnie zaczynało brać to pierwszym objawem była gorączka, często na niej się kończyło, a jeśli nie to przechodziło bez żadnych antybiotyków (i powikłań, co było dla mnie nowością). Od tej pory minęło 6 lat - przez ten czas zachorowałam może 3-4 razy. Minus jest taki, że mój organizm jest tak nieprzyzwyczajony do gorączkowania, że kiedy temperatura przekracza 37, ja leżę nieprzytomna i niekontaktująca, od 38 zaczynają się halucynacje.
Nauczona tym doświadczeniem wzbraniam się bardzo przed tym, żeby mój 2,5 letni syn wziął antybiotyki. Raz był chory, gorączka rozłożyła do zupełnie, nie dostał antybiotyku i po dwóch dniach mu przeszło zupełnie, teraz nie choruje w ogóle, poza lekkimi katarami, na które nie dostaje nic.
Nie idż tą drogą, nie daj zamordować odporności własnego dziecka. Mam 25 lat i ciało schorowane jakbym miała 60. Blizny na płucach, rozwalające się stawy, rozwalony układ odpornościowy, ubytek słuchu, wzroku i tak dalej i tak dalej. Zrób to dla swojego dziecka i przed podaniem kolejnego antybiotyku domagaj się antybiogramu!
Mam dokładnie podobne doświadczenia, dlatego unikam jak ognia antybiotyków. Ratuje się czym się da. Rozumiem ze z dzieckiem jest inaczej, ze jest większy strach. Ale czy nie lepiej wybrac mniejsze zło.
UsuńCale moje dziecinstwo to antybiotyki, odkad poszlam do przedszkola do 2 klasy bylam faszerowana antybiotykami, potem prywatny pediatra przez 2 lata az sie ustabilizowalo na tyle ze chodzilam 2 miesiace do szkoly i 2 tyg nie i tak w kolko, z ciaglymi lekami na astme. A potem powrot do rodzinnego i to samo. W zeszlym roku w pazdzierniku zalatwilam sie bieganiem na wf, na boisku, jak bylo z 10 stopni. Dostalam jeden antybiotyk, 2 tyg, nie przeszlo, drugi, 2 tyg., nie przeszlo az do teraz i od pazdziernika bez przerwy mam katar i pokasluje.. mam nadzieje ze wiosna sie dolecze w koncu. Juz na antybiotyki sie obrazilam, poza stosowaniem na skore, nie chce nawet wiedziec jak mam zajechany zoladek i "dobre bakteryjki".. :x
UsuńMoja córcia (19 miesięcy) była tak wspaniale leczona przez lekarza rodzinnego (pediatrę) że po 4 miesiącach ciągłego podawania antybiotyków na kaszel, czerwone gardło i czerwone uszy wylądowałyśmy w szpitalu. Okazało się że córcia ma przewlekły stan zapalny zatok przynosowych a nie uszy, gardło itd. Po co wysłać do specjalisty jak można wpakować w dziecko tonę antybiotyków i stwierdzić że mała ma słabą odporność. Teraz to ona nie ma żadnej odporności. Problemy oczywiście zaczęły się wraz z rozpoczęciem uczęszczania do żłobka. Wiem że są mamy które rano dają syropek na gorączkę w buźkę i dawaj do żłobka, a kaszel i katar to norma.... Niestety
OdpowiedzUsuńO żesz Matko! Moje dzieci chorują, a jakże, ale nie ma dramatu z lekarzami. Należę do osiedlowej przychodni, gdzie nalezy być punkt 8 rano, aby na dany dzień zarejestrować dziecko. Osobiście, bo telefonicznie dodzwonić się można ok 10 a wtedy nie ma już miejsc. Lekarkę mam stosunkowo młodą, ale ma dziecko w wieku mojego starszego syna więc wszystko zna z autopsji. Czasami teściowa zmieni mi dawkowanie leku, ale rzadko (pediatra, ale mieszka 150km dalej).
OdpowiedzUsuńZ młodszym synem byłam nawet w szpitalu jak miał 3 miesiące, bo starszy przyniósł z przedszkola jakieś badziewie, sam szybko doszedł do siebie a u malucha stanęło na zapaleniu płuc. Teraz jak tylko zaczyna kaszleć umiem stwierdzić na dotyk pleców czy osłuchowo będzie dobrze czy źle. Taka ze mnie znachorka?!
Teściowa mi kiedyś powiedziała, że najgorsze co można zrobic to iść najszybciej do przychodni. Bo czasami to chwilowa "niedyspozycja", ale wśród innych chorych na bank coś dzieciak złapie. Na początek sama "leczę", a do lekarza to na kontrolę i osłuchanie.
To ja polecę z całego serca prywatnego lekarza. Ostatnio też nas przygoda spotkała- mały miał wysypkę i gorączkę. Lekarz (nasz rodzinny) powiedizał, że to przypomina szkarlatynę (koniecznie antybiotyk), ale to raczej wirusówka. Dzień później dzwoniłam, bo dołączyła biegunka i kolejna wysypka- podawać probiotyk. Potem wizyta w szpitalnym poz- zapalenie migdałków (i antybiotyk, choć nieco za późno), a gdy dzień później poszliśmy do prywatnej pediatry ta żadnego zapalenia migdałków nie widziała i stwierdziła, że to szkarlatyna była. I teraz siedzimy w domu czekamy czy się powikłania nie wyklują :/.
OdpowiedzUsuńTo chyba mamy wielkie szczęście. Wielokrotnie korzystaliśmy z przychodni dyżurującej w weekendy, święta lub po 18 jeśli nie miałam możliwości zwolnić się z pracy i zdążyć do normalnej przychodni rejonowej. Zawsze jest tam internista oraz osobno pediatra, zawsze szybko i sprawnie i sensowni lekarze. Przychodnie dyżurne nie są zrejonizowane, może w Twojej miejscowości jest ich kilka? Rejonizacja jest tylko w przypadku konieczności wizyty domowej w święta - wtedy jest przypisana konkretna przychodnia dyżurna.
OdpowiedzUsuńNo właśnie chciałam powiedzieć, że w weekendy, wieczory i święta nie ma sensu iść do szpitala, bo nikt tam cię nie przyjmie (no chyba że z czymś naprawdę poważnym, to wiadomo) tylko na tzw. pomoc doraźną. Dopóki nie miałam dziecka nawet nie wiedziałam, że takie miejsca funkcjonują ;)
UsuńU nas od wrzesnia dwa tyg. w domu dwa w przedszkolu... obecnie po bańkach był spokój... przeszlo dwa tyg. Maja przechodzila.
OdpowiedzUsuńNiestety ostatnio przyszla z przedszkola w mokrej czapce - bo Panie w deszcz ze sniegiem puscily dzieci na dwór i w ciapkach...rodzice nie wchodza aby ubrac dziecko do domu... znów będzie szpital... ja już sił nie mam...!
U nas wygląda podobnie. Co prawda do lekarza można się dostać bo po południu dyżury ale poza numerkami. Trzeba czekać aż wszyscy zostaną załatwieni, wtedy idą ludzie, którzy nie otrzymali numerka
OdpowiedzUsuńPod tym względem nie mogę narzekać ani na naszego rodzinnego lekarza ani na nocną i świąteczną opiekę ponieważ w świątecznej opiece zawsze przyjmuje pediatra (dla dzieci) i zwykły lekarz (dla dorosłych) - jeśli jest gdzieś na wyjeździe karetką to niestety trzeba poczekać, czasem długo. Niemniej to mnie tak nie interesuje tylko pediatra w razie nagłego choróbska Młodego. CO do rodzinnego to jest to wciąż ten sam lekarz od dobrych kilku lat, zna mnie i moje dziecko od urodzenia. Owszem czasem ma focha, gorszy dzień itp. ale generalnie jest OK. Nie wali w Młodego antybiotykami tylko stara się go wyprowadzić z choroby za pomocą łagodniejszych środków, zapisy są na godzinę a poślizg niewielki wiec nie muszę czekać 2-3 h w kolejce, recepty dla babci zamawiam przez telefon a po południu odbieram itd. Niemniej chyba w dużych miastach jest pd tym względem gorzej, tak przynajmniej twierdzi mój Mąż który przeprowadził się po ślubie z dużego miasta na wieś.
OdpowiedzUsuńMasakra. Ja doświadczenia z pediatrami nie mam wcale. Mały rozchorował się dopiero w zeszłym tygodniu, ale po zażyciu wszystkich przepisanych leków przeszło. Mam nadzieję, ze nie choroby nie zaczną sypać się teraz lawinowo... :/
OdpowiedzUsuńU nas na szczęście w pomocy weekendowej jest internista, ale również pediatra.
OdpowiedzUsuńI do tej pory mieliśmy szczęście do pediatry w naszej przychodni. Lekarka bardzo fajna, do pogadania, antybiotyki to ostateczność. Potrafiliśmy być co 2 dzień na kontroli i sprawdzać czy coś się nie rozwinęło, ale dzięki temu oszczędziliśmy wielu antybiotyków. Niestety pani doktor się przeprowadziła i zmieniła przychodnię do innego miasta :( Teraz są dwie nowe i jedna którą znam i jest ok, ale nie przypadła mi do gustu, choć z ostatniego przeziębienia wyciągnęła Tusi w tydzień. Na inhalacjach na ciepło z rumianku, witaminie C i 2 syropkach. Aaa i ważne obie lekarki zawsze się pytają co mamy już w domu, aby to wykorzystać i nie wydawać kasy na coraz to nowe specyfiki - i to lubię :)
pozdrawiam serdecznie i życzę oczywiście dużo zdrówka dla Rycerza i trafienia na porządnego pediatrę :)
Po podaniu dziecku 5 ! antybiotyków na anginę oczywiście na polecenie lekarzy zaczęło do mnie docierać, że tak na prawdę nie zależy im na zdrowiu mojego dziecka. Przepisują to co jest dla nich najłatwiejsze czyli antybiotyk, który oczywiście zabija bakterie, ale przy tym wyniszcza układ odpornościowy. Przy kolejnej infekcji organizm nie ma się jak bronić.
OdpowiedzUsuńByłam u bardzo wielu lekarzy, ale odkąd zaczęłam zgłębiać swoją wiedzę nt zdrowia, leczenia przyczyn, a nie skutków przestałam do nich chodzić. Moje dzieci łapią tylko katar i nic poważniejszego się z tego nie wykluwa. Przy bólach uszu od razu podaję ibuprom. ( takie zalecenia znalazłam czytając Rekomendacje postępowania w pozaszpitalnych zakażeniach układu oddechowego 2010) Często ludzie śmieją się, że ktoś się leczy u dr google, ale niestety postępowanie wielu lekarzy nas do tego zmusza.
Polecam stronę akademia witalności. Tam można znaleźć baaardzo dużo informacji nt zdrowia.
U... To współczuje. U nas na doraźnej antybiotyk to norma :(
OdpowiedzUsuńJa mam już ten problem z głowy! Wykupiłam pakiet medyczny (i mam wszystkich lekarzy i specjalistów bez kolejek)
http://online.s7mc.com/account/register/client?referrer=UHW37982654/
A można go mieć od 1 zł/miesięcznie :) więc się udało :)
Taki biznes: http://zostanmiliarderem.pl/
Życzę zdrówka dla Rycerza i Tobie wytrwałości :)
Doskonale Cię rozumiem. U kilkumiesięcznej wówczas córki zdiagnozowano angine a przechodzila trzydniowke. Dopiero trzeci lekarz sie poznal,oczywiscie ten prywatny.
OdpowiedzUsuńDzień dobry , a ja podchodzę inaczej do sprawy , wychodzę z założenia , że im mniej lekarzy tym lepiej . Dzieciom ( 13 lat, 10 lat i 1 rok) jak coś się zaczyna to daję srebro koloidalne , na uodpornienia bańki bezogniowe . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiestety - przy małych dzieciach aby spać spokojnie, trzeba mieć prywatnego lekarzy... :-/
OdpowiedzUsuńKiedy młodsza córka poszła do żłobka zaczęło się chorowanie: 2 tygodnie w domu, dwa z żłobku. I tak w kółko. Za pierwszym razem wzięła antybiotyk, za drugim razem do lekarza poszłyśmy tylko by stwierdzić poprawę zdrowia - leczenie w przychodni ominęłam, stawiając na najprostsze środki. 4 miesiące chodzenia w kratkę i się skończyło. Mija już ponad rok i nic większego się nie wykluwa. Żadnej gorączki, osłabienia i co tam jeszcze. Katar bywa. Kaszel bywa, raz nawet 3tygodniowy, a jego łagodzimy syropem prawoślazowym (3zł), który zapobiega zapaleniu gardła i jest smaczniutki.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre opinie słyszałam o pediatrze z Katowic - dr n. med. Małgorzata Muchacka. Przyjmuje tylko prywatnie. Ja jeszcze nie korzystałam z jej usług, ale zastanawiam się, czy u Pani dr nie zrobię córce bilansu 2-latka.
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem, czy mogę podawać dane lekarki w komentarzu, ale to najwyżej go nie opublikujesz
Witam, jestem mamą 7 miesięcznego Michała. Dodam, że jest karmiony piersią (niby dziecko mniej choruje) plus mieszanką, bo własnego pokarmu za mało.Najpierw miał kolki, tydzień temu przeszliśmy zapalenie oskrzeli. Zaczęło się niewinnie,bo od kaszlu w nocy. Nie zbagatelizowałam tego tylko poleciałam do przychodni.Odczekaliśmy swoje 2 godziny w kolejce (najpierw 2 godziny wydzwaniałam, żeby się umówić),zdiagnozowano zapalenie krtani i dostał lekarstwa (nie miał antybiotyku). Na kontroli w piątek okazało się,że jest gorzej i poszło na oskrzela. Dostał antybiotyk. Myślę, że gdyby od razu dostał antybiotyk nie męczylibyśmy się 2 tygodnie. Pani doktor do której chodzę w przychodni przyjęła mnie raz prywatnie i wtedy przepisałam do Niej dziecko. Michaś jest wciąż bardzo marudny (powoli myślę, że ze mną jet coś nie tak i jestem wyrodną matką, która nie umie własnego dziecka okiełznać), a początki były masakryczne.Miałam za mało pokarmu w piersiach, a Mały nie chciał pić z butelki (do dziś nie uznaje smoczka). Był ciągle nerwowy i płakał.Wszyscy lekarze i położne twierdzili, że skoro dziecko tyje i to sporo to jest w porządku (mam wystarczająco pokarmu) i po prostu nie lubi gumy. Ewentualnie doradzali kupno kolejnych butelek. No, a mnie chyba pało na mózg po porodzie :)Od jednego Pana Doktora (prywatnie) dowiedziałam się, że dziecko jest zdrowe jak ryba tylko charakterne i to jet problem wychowawczy, a nie medyczny. Inna Pani prywatnie "uświadomiła" mnie, że do roku lepiej nie będzie. Kolejna, że kolka to nie choroba albo, że mam się zgłosić do poradni laktacyjnej, której nie ma w promieniu 200 km od miejsca mojego zamieszkania.Wiecznie pytano mnie też czy to moje pierwsze dziecko i sprawdzano czy dobrze ssie. Dostałam skierowanie do laryngologa, bo dziecko niby miało za krótki język.Nie traktowano mnie poważnie, a w domu koszmar. Dopiero Pani Doktor do której dostałam numer od znajomej i zadzwoniłam już w skrajnej rozpaczy, ale właściwie bez nadziei, potraktowała mnie poważnie. Przyjechała do domu i pomogła ustalić w czym problem plus odpowiednie dawki kropli na kolkę. Zaproponowała też sama, żebyśmy Go przepisali do Niej aby uniknąć dodatkowych kosztów. Reasumując mój przydługi wpis nie wiem czy warto szukać lekarza prywatnie, bo wygląda to podobnie jak z nfz. Po prostu trzeba trafić na w miarę normalnego i sensownego. U naszej lekarki nie ma kolorowo, swoje trzeba odczekać, ma dużo pacjentów, ale zawsze odbiera telefon i udziela porady.Dodam jeszcze, że jak pojechaliśmy na pomoc weekendową, bo Michaś płakał z powodu kolki nie 3 godziny jak zazwyczaj tylko 5 (przestraszyliśmy się, że dzieje się coś innego) to Pan Doktor w pierwszej kolejności zbadał mu stopy.Pozdrawiam.Aga.
OdpowiedzUsuńWiaj. Jestem mama dwóch chłopców (9 lat i 2 lata). Z pierwszym dzieckiem nie było lekko, karmiony piersią miał straszne kolki, przez 3 mce nie było mowy o normalnym śnie. Później wszystko zmieniało się na lepsze. Karmilam go prawie 2,5 roku. W tym czasie raz zdazyło mu się zachorować. Odkąd poszedł do przedszkola zaczęło się regularne chlorowanie zapalenie oskrzeli na przemian z zapaleniem płuc. Jedna choroba przechodzila w druga, w przedszkolu pojawiał się sporadycznie i zawsze po 3 - 4 dniach wracał chory. Pobyty w szpitalu antybiotyki, kroplowki i mega duże dawki sterydów, wziewek odbiły się na jego zdrowiu, trwało to prawie 1,5 roku. Chorował ciągle, kaslal strasznie i przestał goraczkowac. Stwierdzono astmę! Zaczelam szukać pediatry pulmonologa alergologa. Myslalam ze wszystko juz się unormuje, świetny specalista duże doświadczenie, polecony przez znajomych....no i zaczelo się. Więcej leków antybiotyków, sterydów juz wprowadzonych nie tylko w czasie choroby ale i poza nią. Na stale zaczął przyjmować wziewki. Każda wizyta kosztowna plus drogie leki, kontrola tez płatna w sumie miesięcznie prawie 600 zł! Zamiast być lepiej było gorzej. Dziecko marnialo z dnia na dzień....blady, since pod oczami, bez apatytu i chęci do zabawy, życia! Powiedziałam dość. Po kolejnej chorobie wypisalam go przedszkola i odstawilam wszystkie leki.Zawsze staralam się wprowadzać nature do życia, postanowiła spróbować czegoś na odwrót. Skoro medycyna nie pomaga to może natura pomoże! Byl to kwiecien miesiac pylen i dawki wziewek byly juz ustalona na wysokim poziomie.Poszukalam homeopaty i bardzo szybko go znalazłam. Pani doktor z wykształcenia lek.medycyny rodzinnej zdziwila się ze dziecko ponad 4letnie dostawało tak wysokie dawki sterydów. Antybiotyki i sterydy zniszczyły jego uklad odpornościowy. Powiedziała ze po takich przejściach nie będzie łatwo odbudować to co zostało zniszczone. Nie poddalam sie. Jezdzilam co miesiąc na wizyty, mały dastawal granulki do ssania. Po wizytach zaczął goraczkowac, po trzech mcach kazała go odrobaczyc. Do października miałam spokój z chorobami. Ciszylam się ze w końcu dziecko odzyskuje zdrowie. Od października zaczęło się....kaszel katar wiec szybko do pani doktor, 3 dni i zdrowy. Nie było łatwo bo dziecko sztasznie kaslalo i wymiotowalo wydzielina, męczył go suchy kaszel. Miałam zawsze wytyczne pod ręką i granulki. Stosowała się do zaleceń. Do wiosny takie sytuacje powtórzyły się chyba 5 razy. Od tamtego czasy minęło juz ok4 lat. Syn nie choruje,,zdarzają mu się lekkie przeziębienia które zwalczany naturalnie za pomocą granulek homeopatycznych, i domowych metod( syrop z cebuli i czosnku, sok malinowy, inchalacje - parówki z szalwi i rumianku, smarowanie pleców, klatki piersiowej i stop tłuszczem gesim i kilkoma kroplami nalewki bursztynowej, do picia tez podaje krople nalewki bursztynowej, moczenie nóg w gorocej wodzie z sola, gdy goraczkuje nie podaje żadnych lekow p/goraczkowych, chyba ze temp sięga 39 st lub ma z silne dreszcze, a na kolacje jeśli apetyt pozwala ciepła pasza jaglana z miodem). Jest zdrowym szczęśliwym chłopcem z wysokimi osiągnięciami sportowymi! A mówiono mu ze jego płuca nie są zdolne do wysiłku. Na szczęście jest inaczej. Z młodszym synem nauczona doświadczeniem stosujemy się tak samo. Nie odrzucamy medycyny konwencjonalnej ale ograniczyła ja do minimum, dodatkowo zdrowe żywienie robi dobra robotę. Teraz dzięki Tobie wprowadzam tez naturę wśród kosmetyków.☺ z czystym sumieniem polecam homeopatie, choć wiem ze ma on wielu przeciwników. U nas działa i wierze w nią, wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Na szczęście moje pani dr wie kiedy trzeba wkroczyć z lekami. Nie polecam prywatnych lekarzy, strata pieniędzy. Na to konto lepiej zainwestować w zdrowe ekologiczne żywienie. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia ☺
OdpowiedzUsuńNas prywatny wyrolował - Enelmed, lekarz niby z praktyką w szpitalu dziecięcym, neonatolog itd. Nina (4) odkąd poszła do przedszkola chorowała non-stop przez 3 miesiące. Nie no, przepraszam, z takimi 2-3 dniowymi przerwami. Podczas wizyty u tego bezczela, miałam najpierw nadzieję, że to będzie wspaniały pediatra. Zdiagnozował, że dziecko ma jakąś alergię, uszy totalnie zalane, nic prawie nie słyszy,kazał faszerować Zyrtekiem i może płyn się wchłonie..... Czar prysł, kiedy w panice zabrałam dziecko tego samego dnia do starszej pani laryngolog w innej przychodni - nie ma żadnej "wody", ucho lekko zaczerwienione od ogólnej infekcji. Wróciliśmy do naszej lekarki z państwowej przychodni - tfu, nie naszej, nasza leczyła homeopatycznie. Przepisałam córkę do takiej, u której pod drzwiami zawsze był tłum. I teraz jest jeszcze większy tłum, o 7.20 nie ma już numerków, z wyprzedzeniem nie zapisują, ale nie wyobrażam sobie teraz leczenia u innego pediatry. Rozumie, że antybiotyk to nie lek na wszystko, ale też jak przyszłyśmy z wysypką, to od razu dała bez gadania antybiotyk, bo wyglądało to na szkarlatynę. Słucha mnie - rodzica, ufa w to, że znam swoje dziecko. Na dodatek - wierzy w konieczność profilaktycznego odrobaczania dzieci co pół roku! Kocham ją. Tak czy inaczej to, co nam pomogło wyjść z serii chorób, to zbieg takich okoliczności: 1. przerwa świąteczna 2. zauważenie przeze mnie zaraz przed świętami, że dzieciak ma migdały jak śliwki i ledwo przełyka, stąd też dziwny kaszel np. podczas jedzenia (jakoś wcześniej nie zajrzałam wgłąb paszczy) i poszukanie na własna rękę Thonsilanu - syrop, podawaliśmy około miesiąca - pomogło! 3. jak już zrobiło się lepiej, to chcieliśmy to wykorzystać i utrzymać, więc z kolei odstawiliśmy wszystkie syropki przeciwkaszlowe (kiedy już jako tako nie kasłała przez chwilę) na rzecz jednego z czarnego bzu wzmacniającego odporność i dodatkowo z czymś tam chroniącym przed wirusami. Na razie jest fantastycznie, od początku roku miała katar przez 2 dni i to na tyle.
OdpowiedzUsuń