Mam wrażenie, że rodzice dzieci z przedszkola dzielą się na tych biedny pokrzywdzonych przez los którzy muszą procować i tych szczęśliwców, którzy pracować nie muszą. Oczywiście Ci co pracować muszą (bo ich zwolnią) są ważniejsi - wszak z czegoś rodzinę utrzymać należy.
Po trosze sytuacja jaka jest w przedszkolu jest też winą samego przedszkola.
O czym mówię oczywiści o chorowaniu, a raczej przyprowadzaniu chorych dzieci do przedszkola.
Cóż jak to mówi moja przyjaciółka zawrotnej kariery w przedszkolu to Rycerz nie robi. Chodzi w kratkę, tydzień lub dwa w domu, tydzień w przedszkolu. Odchorowany jest zaprowadzany do przedszkola i co... Obok dziecko kaszle jakby miało gruźlicę, dwa rzędy dalej dziecko z zielonymi śpikami po pas. Wybaczcie, ale nie wierzę że panie przedszkolanki tego nie widzą.
Szczytem szczytów było przyprowadzenie do przedszkola dziecka z jelitówką - dziecię wymiotowało całą noc czemu towarzyszyła również biegunka. Kochana mamusia stwierdziła jednak "ona tak bardzo chciała iść do przedszkola, a ja musiałam do pracy". Po tej akcji trzy czwarte przedszkola odchorowywało obecność mamusi w pracy przez tydzień.
Doprawdy mam w głębokim poważaniu tłumaczenie "bo mnie zwolnią z pracy". Rozumiem, że innych mogą zwolnić wszak Ciebie to nie dotyczy, zdrowie dziecka (oczywiście) obcego jest mniej ważne od pracy, o własnym dziecku nie wspomnę wszak za te pieniądze kupuje się chleb który ono je znaczy zrozumie.
Po drugie samo przedszkole. Do tej pory pamiętam (niestety pamięć mam jak słoń) słowa pani dyrektor, że nawet z katarem dziecko będzie odsyłane do domu. Jak widać jednak zielone gluty nie są katarem - w sumie racja zielone gluty, to zielone gluty, a katar to katar.
Jedyny plus chorowania Rycerza to podczas jednej z takich przerw, przez przedszkole przetoczyła się wszawica. Jak na razie wszy nas ominęły - pewnie do przyszłego roku. Nie zmienia to faktu, że już zaczynam się rozglądać za preparatami na wszy.
źródło zdjęcia: internet
U nas w przedszkolu wszy były dwa razy i córka nie podłapała. Nie trać nadziei ;)
OdpowiedzUsuńAdaś też chodził z katarem do szkoły. Ale to był okres gdzie miał go 2 miesiące non stop! Nic nie działało, szlag trafiał. nos obtarty bo co chwilę wycierał.Gdyby nie chodził te 2 miesiące do szkoły z zaległości by nie wyszedł. Potem siedział z gorączką kilka dni i katar minął w końcu. Ale nigdy z gorączką, jelitówką nie poszedłby do szkoły.
OdpowiedzUsuńIlonko, ale czy katar był zielony? Pewnie nie.
UsuńChwilami tak. Ale nie stale. Czasem leciało jak z kranu, innym razem zatkany. No obłęd po prostu.
UsuńU nas podobnie. Synek właściwie non stop ma "wodę z kranu", co jakiś czas przez kilka dni zielone gluty, ale żadnych innych objawów. I co ma zostawać w domu? Faktem jest, że teraz mniej choruje odkąd wycięli mu trzeci migdał...
UsuńU nas podobnie. Jestem w domu (trzecia ciąża, zwolnienie + w tym czasie opiekuję sie moją dwulatką), synek 3,5 latka od września chadza do przedszkola - w kratkę. I jest tak samo, ledwo wykuruję jego (a w tym czasie jego siostrzyczkę i nierzadko siebie), to zaraz wraca z czymś "ciekawszym". Też słyszę od znajomych rodziców, że katar ich dziecka to nie choroba, że przewlekły kaszel to na bank alergia na dywan przedszkolny (!), że one muszą do pracy, że temperatura 37,7 to nie goraczka i choć glut po pas, to dziecko może iść do przedszkola.
OdpowiedzUsuńCzemu dzieci nie sa odsyłane do domu? U nas panie jasno mówią, że dzwonią, ale rodzice mówią, że " nie mogą się zwolnić, nikt nie moze wcześniej po dziecko przyjechać it." Podają dzieciom leki p.gorączkowe rano (do czego przyznają się potem dzieci), by dziecko dało radę pójść. A na zwolnienia chodzą dopiero, kiedy zapalenie oskrzeli przynajmniej dziecko złapie - a wraz z nim połowa grupy.
Niestety, na głupotę nie ma lekarstwa, tergo się nauczyłam. Dziwi mnie tylko, jak można fundować takie coś własnemu dziecku (bo skoro ci rodzice o swoim nie myślą, to nawet nie łudzę się, że pomyślą o moim)? Przecież taki chorowitek jakby na początku przeleżał 2 dni w domu, poprzytulałby się do mamy, zaopiekowano by się nim dobrze, to zapewne bardziej by się nie rozchorował. I nie potrzebne byłoby potem 2-tygodniowe zwolnienie....
Ja Cię bardzo proszę - znajdź lekarza, który wypisze zwolnienie na dziecko z powodu kataru. W mojej okolicy tego 'się nie praktykuje', nie w każdym zawodzie można sobie brać po 2 dni urlopu bez uprzedzenia.
UsuńOczywiście nie w każdym zawodzie można brać urlop w związku z czym dziecko do póki nie poszło do przedszkola zajmowało się sobą samo, w przedszkolu utraciło tą zdolność i wymaga opieki rodzica, który oczywiście L4 nie dostaje "bo się nie praktykuje". To, że się nie praktykuje nie znaczy, że jest to zgodne z prawem.
UsuńNie żebym broniła rodziców prowadzających chore dzieci do przedszkola ale sprawa może być taka jak u nas że przed pójściem do przedszkola dzieckiem zajmowała się niania, która teraz ma już inne dziecko więc nie może się naszym na zawołanie zajmować jak zachoruje.. dziadki pracujące, więc rozumiem że niektórym nie jest łatwo jak mają problemy w pracy..
UsuńA może rodzic nie pracował kiedy dziecko nie chodziło do przedszkola?
UsuńWidzę że wszędzie jest dokładnie tak samo i z podziwu nie mogę wyjść że rodzice tylko narzekają zamiast cos zrobić, często się spotykam ze raz zwrócili uwagę i nic to nie dało - to zwróć raz jeszcze, i mamie i dyrektorowi do bólu! Asiaw
OdpowiedzUsuńNiektórzy zwracają uwagę często :) Na tyle często, że wśród innych rodziców zaczynają być znani jako ci "wredni, czepliwi itp." :)
UsuńAnitko toż to czym skorupka za młodu nasiąknie... Dorośli przecież robią to samo. Z glutem po pas, zamaskowanym co prawda przez Nasivin czy inny Otrivin zasuwają do roboty. Bo praca...
OdpowiedzUsuńL4 czy zostawienie dziecka w domu to najwyraźniej jakieś faux pas. Zdrowie nic tu nie ma do rzeczy ehh
Żaneta
To się nie zmieni dopóki pracodawcy będą traktować pracowników biorących L4 jak nierobów i leni.
UsuńMaga
Niestety... dopóki jest rynek pracodawcy a nie pracownika... :(
UsuńNo nie... Tak się naklepałam i mi nie dodało posta :/
OdpowiedzUsuńooooo zgrozo! nie rozumiem takiego postępowania, przecież nawet my sami jak jesteśmy chorzy to zostajemy w domu, bo jesteśmy osłabieni, z nosa i oczu leci jak z kranu, wiec chcemy odpocząć bo na nic siły człowiek nie ma, to dlaczego dziecko miałoby się czuć lepiej od nas jak jest chore?! też chce odpocząć, pobawić się samemu, poleżeć w spokoju! Strasznie mnie wkurza takie postępowanie rodziców.
OdpowiedzUsuńNiestety, kwestia nie kończy się na przedszkolu. W podstawówce ta sama akcja
OdpowiedzUsuńA ja się trochę nie zgodzę, że dzieci chore odsyłają wyłącznie rodzice pracujący. Bo mam siedzących w domu tez nie brakuje.
OdpowiedzUsuńU nas przez przedszkole przewinęła się jelitówka. Ścieła wszystkich, łącznie z personelem i mną, bo załapałam od młodego.
Dziecko siejące, przyprowadziła mama nie pracująca. "On nie ma jelitówki! Najadł się wczoraj jablek!"
A panie w przedszkoly przebierały dziecko obkichane po pas kupą. Oczywiście, była to mama nie pracująca.
Niektórzy przyprowadzają nawet chore dziecko, bo chcą mieć w domu święty spokój! Czas dla siebie, dla domu.
Znajoma, po odejściu z pracy w przedszkolu, powiedziała wprost, że jestem jedynym rodzicem, który przyprowadzał dziecko na 100% wyleczone. I tyczy się to obu grup rodziców.
U innej znajomej znowu inna sytuacja. Mama przyprowadza dziecko ze stanem podgorączkowym plus tekst "Jak by jej skoczyła temperatura, to niech Pani do męża dzwoni, bo w domu jest"...
Serio?!
Może na pocieszenie dodam, że mój syn, też choruszek, od pójścia we wrzesniu do szkoły, chory był 2 razy!! Tylko!
Ja też tego nie rozumiem... Co prawda moje dziecię chodziło do przedszkola z kaszlem przez dobre 2 miesiące, ale było to skonsultowane z lekarzem i po przebadaniu małego okazało się, że kaszle bo nie to powietrze. Przez kilka miesięcy mieszkaliśmy nad morzem więc jak wróciliśmy na Śląsk to organizm Maksia zareagował tak a nie inaczej... Ale jak tylko jest jakaś gorączka lub nawet stan podgorączkowy to do przedszkola nie idzie. Dla mnie to sygnał, że nawet jeśli nie jest chory to jakieś osłabienie organizmu jest i może zaraz coś załapać. Chociaż u nas raczej rzadko obserwuję, żeby chore dzieci były przyprowadzane. Ale jakby rodzic przyprowadził ŚWIADOMIE dziecko z jelitówką to najpierw bym ochrzaniła rodzica a potem dyrektorkę... Bo praca pracą, ale to nawet dla tego dziecka nie jest dobre, żeby było poza domem tak chore... Szkoda zarówno zdrowych dzieci, które się mogą pozarażać jak i tych chorych co zamiast w domu w łóżeczkach leżeć męczą się w przedszkolu :(
OdpowiedzUsuńJa powiem tak, jestem matką pracującą i dziecię do przedszkola chodzi ALE...kiedy tylko coś się dzieje jesteśmy u lekarza żeby sprawdził, czy coś się dzieje. Czasem jesteśmy u lekarza nawet co drugi dzień (tak, tak wiem...przesadzam). Dla mnie ważne jest zdrowie mojego dziecka. Praca tez jest ważna i owszem ale dziecko ważniejsze.
OdpowiedzUsuńWina rodziców jest bezsprzeczna ale jest jeszcze cos takoego jak polityka przedszkola. Nie rozumiem dlaczego nie mozna zazadac od rodzica natychmiastowego zabrania chorego dzoecka? Jak sie matka nie moze zwolnic to jest jeszcze ojciec dziecka. Przeciez panie w przedszkolu widza ewidentnie ktore dziecko ma alergie a ktore jest po prostu chore. No ale jak mlody zarazi 5 innych to będzie mniej dzieci czytaj mniej pracy. Moj syn chodzi do przedszkola prywatnego i widze ze panie boja sie zwrocic rodzicom uwage.
OdpowiedzUsuńz tym mniej pracy to przegięcie - tak jakby nauczycielkom miało zależeć, że dzieci są chore!!!!!!! na prawdę tak źle nas oceniacie? w naszym interesie jest co by dzieci przychodziły zdrowe, bo my też łapiemy i przynosimy infekcje do domu. A co do zwracania uwagi to rodzice zachowują się śmiesznie, albo udają, że nic o chorobie dziecka nie wiedzą - bo w domu jakoś nie kaszle, katar znika i w ogóle, albo zwalają winę na nas - wymiotował, bo się zestresował ?????? :/ na prawdę różne już bajki słyszałam, a prośby o zaświadczenia lekarskie, że dziecko jest zdrowe też nie przynoszą rezultatu, bo jak rodzic ma znajomości to i zaświadczenie załatwi... mi żal tych dzieci i tych chorych, bo dzień w przedszkolu dla chorego dziecka jest bardzo męczący i tych co się wychorowały w domu przychodzą zdrowe i łapią....
Usuńmoje prywatne dziecko poszło do żłobka na 3 dni i 4 dnia obudziła się ze stanem podgorączkowym i katarkiem, no i siedzi w domu a dziecko, które ją zaraziło zapewne chodzi dalej kaszlące
I właśnie dlatego już drżę na samą myśl o powrocie do pracy... moje zdrowe nigdy nie chorujące dziecko zapewne stanie się statystycznym, non stop chorującym dzieckiem. Eh życie...
OdpowiedzUsuńNiestety bardzo często wina leży po stronie pracodawcy. Moje koleżanki, mamy przedszkolaków drżały przez pewien czas przed zakomunikowaniem szanownemu Panu Kierownikowi o tym, ze musza zostać w domu z chorym dzieckiem. Bo Pan Kierownik, sam ojciec przedszkolaka, nie mógł rozumieć dlaczego znowu tata nie moze zostać z dzieckiem, a dlaczego znowu na zwolnienie, przecież dopiero co dziecko chorowało. Raz doszło do absurdu, ze kazał dziewczynie wrócić do pracy dzien wcześniej, kiedy jeszcze miała L4! Nie żeby był to wyjątkowo pracowity okres w firmie, po prostu - bo on tak kazał. Niestety dopóki nie zmieni sie podejście pracodawców, nie zajda zmiany w zachowaniu rodziców...
OdpowiedzUsuńPanie w przedszkolu, to nie przedszkolanki lecz nauczycielki, legitymujące się dyplomami mgr zazwyczaj, przedszkolanki były 20 lat temu, po liceum pedagogicznym itd. Po drugie, nauczycielki nie mają prawa nie przyjąć nawet chorego dziecka do przedszkola, nie ma na to żadnej podkładki prawnej. To jedynie rodzic powinien mieć świadomość co robi ze swoim dzieckiem oraz co robi innym dzieciom. Niestety, przeważnie praca jest ważniejsza. Dodam, że nauczycielki też nie są ze stali i też się zarażają od dzieci, i później są tego efekty: albo nauczycielka przychodzi chora do pracy, albo idzie na zwolnienie, grupy przedszkolne są łączone a rodzice niezadowoleni.
OdpowiedzUsuńPanie w przedszkolu to przedszkolanki nawet jeżeli mają tytuł magistra, tak samo jak panie pielęgniarki to pielęgniarki nawet z tytułem magistra czy policjant to policjant nawet z tytułem magistra. To, że dla Ciebie przedszkolanka jest znaczeniem pejoratywnym nie znaczy, że dla wszystkich
Usuńa kobieta ciężarna to ciężarówka ;) pozdrawiam Sroczko, autorko mojego ulubionego bloga ;)
UsuńNatalia
Nie no ja się od razu przedstawiam mgr filologii XX ;) lol a co do artykułu to no cóż szkoda gadać...
UsuńJa dziś w temacie i to bardzo bo Antek w nocy zagorączkował i nie poszedł do przedszkola ale do babci, mamy ten komfort że babcie w miarę zdrowe i blisko.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem i nie toleruję głupoty i lenistwa (nazwijmy to po imieniu) innych, którzy posyłają swoje dzieci do szkoły czy przedszkola. Nawet jeśli to zwykły katar czy kaszel. Od tego wszystko się zaczyna.
Nie rozumiem też i nie pochwalam szlajania się po bankach, urzędach, sklepach, kinach itp. ludzi chorych. Ja wiem, że są różne wyjątki gdy nie ma wyjścia i trzeba ale jak się robi to wręcz premedytacją to już przesada. I nie docierają do mnie żadne tłumaczenia bo przez takie zachowania chorują moje dzieci, moja rodzina, moi bliscy, choruję Ja a Ja sobie pozwolić chorować nie mogę. Bo jestem Matką i kobietą pracującą (heh)
pozdrawiam
maua
A ja mam niusa że hoho... Uwaga! Mama przyprowadziła dziecko do przedzkola z OSPĄ!!! żeby babcia trochę odpoczęła!!!
OdpowiedzUsuńOoooo czyli modne ostatnio ospa-party można by urządzić.
UsuńJak widać wyobraźnia ludzka nie zna granic, temat rzeka :)
UsuńBossszzzzzzz...
UsuńMoja kuzynka pracuje w przedszkolu, i od niej wiem że tego wszystkiego jest jeszcze jedna strona... Otóż, kiedy dzieci wg dyrekcji jest za wiele (bo akurat nie ma sezonu na choroby) to specjalnie ubierają dzieci lżej na plac zabaw, albo wietrzą salę żeby były przeciągi. Chodzi tu głównie o to, żeby się nie przepracować.
OdpowiedzUsuńTo jest skandal!
UsuńTo chyba zależy od przedszkola i tych pań, co pracują. U nas w przedszkolu sala jest wietrzona codziennie 2 razy i za każdym razem dzieci z niej wychodzą (albo na zajęcia do sali gimnastycznej, albo jak idą na spacer). Nie wyobrażam sobie, by sali nie wietrzyć, kiedy często siedzi w niej grupa 25 maluchów oraz 3 panie. I nie uważam za dziwne nawet, gdyby otwierały okna kiedy maluchy są w środku - przecież my sami tak robimy, jak jesteśmy w domu. Tym bardziej, że w przedszkolu okna zazwyczaj są takie otwierane wysoko, więc dziecka nie owiewa bezpośrednio.
UsuńDla mnie gorsze są np. przedszkola, gdzie chlubią się tym, że mają klimatyzację i w związku z tym NIGDY nie otwierają okien, tylko reguluję temperaturę. My właśnie z tego względu zapisaliśmy synka do przedszkola na sąsiednie osiedle, a nie u nas - bo dla mnie zakiśnięte powietrze, nawet o dobrej temperaturze to porażka i siedlisko chorób.
A co do lekkiego ubierania - u nas jest zasada taka, że dziecko na spacer ma być ubrane dokładnie w to, co znajduje się na jego półeczce. Tak ustaliliśmy z paniami. I zdarza się, że czasem rodzic położy dziecku rajstopki, a potem temp na dworze +12. Więc panie zakładają rajstopki, ale przy odbieraniu dziecka pytają się, czy jesli będzie podobna temp. w następne dni to zakładać, czy nie - to ma być decyzja rodzica.
To jak to skandal to to zgłoś. Dka mbie to jajas bajka coby podkrecic atmosferę. Jakby robilo im roznice czy jest 20 czy 15 dzueci.
UsuńA ja pracując w przedszkolu spotkałam się z tym, że Dyrekcja bardzo negatywnie odnosiłą się do podobnych sytuacji- ale to przedszkole prywatnie, wiec im mniej dzieci tym mniej zarobku. Prawdą jest, że niestety realia w pracy są ciężkie- nie każdy rodzic może sobie pozwolić na L4 raz w miesiacu czy na dwa miesiace ( a czesto jest taka potrzeba). Gdyby jednak nie przychodzily dzieci chore- nie zarazałyby innych a wieksza czesc rodzicow nie mialaby takich problemów. Zjawisko zostało by zminimalizowane a kwestia chorob bylaby tylko kwestią indywidualną dziecka a nie problemem na wieksza skalę.
UsuńW "starym przedszkolu" niestety też takie cuda się działy )i to prywatnym! Kilka razy przyłapałam Panie na wietrzeniu sali gdy dzieci były w środku i co najlepsze pracowały przy stolikach pod oknem w zimie, błyskawicznie zmieniliśmy przedszkole!
Usuń"Rozumiem, że innych mogą zwolnić wszak Ciebie to nie dotyczy, zdrowie dziecka (oczywiście) obcego jest mniej ważne od pracy" Ot no własnie, całe sedno i cholerna krótkowzroczność rodziców przyprowadzających chore dzieci.. Nie wiem na co licza, ze dziś jak przyprowadzą chore, to jutro cudownie ozdrowieje? Wręcz odwrotnie, no ale co tam, może wychodza z założenia że jak ich ma być chore, to po złości inne niech tez będą, a co!
OdpowiedzUsuńMoja dobra najoma prowadzi przedszkole, prywatne. Mierzy dwa razy dziennie dzieciom temp, jak coś jest nie tak, zauważy jakies objawy choroby, zabiera dziecko do osbnej sali, dzwoni do rodziców i mają 2h na odbiór dziecka. Kładzie na to mocny naciks na zebraniach. Na poczatku wiele osób mówiło jej, że straci "klientów", nic podobnego, ma coraz więcej chętnych, bo wieści o tym, że w tym przedszkolu dzieci chorują mniej niż w innych rozchodza się szybko. Rodzice stali się mocno zdyscyplinowani i to procentuje każdemu.
pozdrawiam Sroczko
Wina rodziców jest bezsprzeczna ale jest jeszcze cos takoego jak polityka przedszkola. Nie rozumiem dlaczego nie mozna zazadac od rodzica natychmiastowego zabrania chorego dzoecka? Jak sie matka nie moze zwolnic to jest jeszcze ojciec dziecka. Przeciez panie w przedszkolu widza ewidentnie ktore dziecko ma alergie a ktore jest po prostu chore. No ale jak mlody zarazi 5 innych to będzie mniej dzieci czytaj mniej pracy. Moj syn chodzi do przedszkola prywatnego i widze ze panie boja sie zwrocic rodzicom uwage.
OdpowiedzUsuńHej :) Ciekawy temat poruszyłaś. Ja mieszkam w Danii i to co rzuciło mi się w oczy to fakt, ze od niemowlęcia dzieci są tu hartowane. To samo później jest w przedszkolach. Ogólnie rodzice mogą dziecko przyprowadzić do day care lub przedszkola z gilem, bo i tak i tak dziecko będzie na powietrzu. Moja przyjaciółka pracuje w Polsce w przedszkolu i jak deszcz pada to mamusie podkreślają, ze dzieci mają być w pomieszczeniu (no nie ma to jak kisić się w zarazkach). Po za tym to co moim zdaniem jest problemem to podejście pracodawców do rodziców i ogólnie społeczeństwa do dzieci. Tutaj jak masz chore dziecko - nie ma problemu - pracuj z domu. Żadnych zaświadczeń siedzisz w domu opiekujesz się maluchem i tyle :) Jak jesteś chory to jesteś chory, a nie przejmujesz się L4. Do dwóch tygodni nie trzeba zaświadczeń donosić. Wydaje mi się, że problem rodzi się własnie w podejściu społeczeństwa do roli rodzica i dzieci. Dzieci są przyszłością i o nie trzeba dbać, potem to one będą pracować na nasze emerytury i fajnie jakby w końcu ludzie sobie to uzmysłowili. Przykro się na to wszystko patrzy, zwłaszcza, że często Ci rodzice są zastraszani utratą pracy (co też wiem z doświadczenia). Ogólnie trzymajcie się mamy i czasami nie patrzcie wilkiem na tych złych rodziców co chore dzieci przyprowadzają. W większości przypadków to nie są niepracujący psychopaci :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńps. Uwielbiam Twój blog :)
Zgadzam się w 100% ze wszystkim zwłaszcza z tym społeczeństwem rola rodzica i tym jak płytko i powierzchownie nie doceniając ze wychowujemy kolejne pokolenie podatników na nasze emerytury tylko czytam ze dzieci to nie wychowane bachory a rodzice to roszczeniowcy którzy wszystko robią źle zwłaszcza wychowują...jakby gorsze zło niż rodzice nie mogło się dziecku przytrafić. A rodzice siebie na wzajem tez oceniają i krytykują ciągle jakby Sb samoocenę podnosili ze ja jestem lepszym rodzicem. W moim pkolu podoba mi się ze o ile nie wieje i nie urywa głowy albo nie leje jak z cebra wychodzą z dziećmi na spacer boisko plac zabaw etc ale druga str medalu ja mam dzieci z zimy hartowane od początku w domu 23 st to maks maksow normalnie 20-21 nie przegrzewam a w szkole i pkolu ukrop to delikatnie powiedziane widzę po córce jak się pocila w szkole po wlosach a u młodszej miałam okazję poczuć fakt kuchnia jest blisko sal a pkole w parterze bloku ale wielu rodziców mówi ze za gorąco wiec nie zawsze w pl rodzice chuchaja ;) u nas nawet jak dadzą nie wiem jaki socjal to nie poprawi dzietności czemu ja się nie dziwię bo przy takiej krytyce na każdym kroku w necie zwłaszcza rodziców samej by mi się odechciało mieć jak się okazuje ze wszystko robie źle i wszystko jest wina rodzica z naciskiem na matki. A jak dojdzie do tego praca i ogólne utrudnienia nawet w sklepie a tu się słyszy ze roszczeniowcy rodzice bo matka z brzuchem i dzieckiem przepuszcza w kolejce to się mi przykro wręcz robi...na serio nie dziwie się ze ludzie się chętniej mnożą za granicą juz nawet o kasę nie chodzi tylko o to ze nie ma takiej krytyki i utrudniania życia.
UsuńCzytam niektóre komentarze i rece opadają. Katsr to nie choroba jeszcze oczywuscie nie mowue tu o glutach po pas. To raczej standard ze dzueci chorują swoje musza. Bo zwolnia. No moga zwolnic jak co tydzien bedzie sue chodzić z kararem na zwolnienie pomijając ze lejarze cgetnie nie dają zwolnień. Po trzecie nie kazdy ma babcie dziadka męża. Po czwarte jak sue na takie przedszkole to jak nie pasuje to zmienić nikt nic nie każe. Prawo jest takie że przedszkoke nie ma prawa odmowic opieki jesli dzuecko nie jest ewudentnie chore czyt goraczja osłabienie. Po piąte powuekszosci infekcji gornych drog oddechowych kaszel moze utrzymywac sue nawet do 6 tyg-jyz widzę wyrozumiakego pracodawcę. Po sziste jak pójdzie do szkoły to bedzie ti samo a do szkoky chodzic trzeba. Oczywiscie rozumiem i zgadzam sie z podejście m autorki ale kij ma dwa końce a niektórym przudaloby sie wuecej zdriwego podejscia
OdpowiedzUsuńOczywiście, że katar to nie choroba a przynajmniej nie taka na którą się umiera ;) ale przez głupi katar może być zapalenie ucha, zapalenie oskrzeli, zapalenie spojówek, zapalenie zatok itp.
UsuńZnam to znam. Pracowałam i w przedszkolu i w żłobku. Najbardziej było to zauważalne w tym drugim. Nie powiem co mnie strzelało kiedy widziałam koleżanki, które przyjmują obsmarkańców i inne cuda. Pewnego dnia wzięłyśmy się za to krótko. Było wielkie oburzenie, że co tak nagle zwraca się uwagę na takie rzeczy. Ale miałam już dość, koleżanki też zrozumiały, że staruchy przeginają!!! Ludzie nie mają wstydu. Najlepszy był tatusiek, który siedział ciągle na kamerze zamiast z dzieckiem wykurować się tydzień. Po zwróceniu uwagi (była również przy tym pani psycholog bo ojciec był niereformowalny) uznał, że specjalnie chcemy się dziecka pozbyć aby mieć lżej, że pewnie go nie lubimy itd. Po czym dodał cyt." a co Panie myślą, że z własnym dzieckiem nie mogę posiedzieć, a może być ze mną, mogę się nim zająć i wykurować" Śmiech na sali!!! Dodam, że dziecka nie było później 2 tygodnie. Zresztą jego syna kompan również jeden dzień chodził, następnego był. Mama uważała, że w jeden dzień się wykuruje. Rano zadzwoniła, że dziecka nie będzie bo źle wygląda, idą do lekarza i dadzą znać ile mały będzie musiał leżeć, a po wizycie nagle dziecko ozdrowiało. Poproszeni o zaświadczenie o lekarza byli oburzeni ale nie pojawili się przez tydzień.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wietrzenie? Ludzie,którzy mają jakieś ale? Czy nie wietrzą oni w domach? Dziecko szybciej coś złapie kisząc się w smrodach. Nas również szalony tatuś oskarżał o to, że dzieci specjalnie chcemy przeziębić bo wietrzymy pomieszczenia!!! Śmiech na sali!!
Prawdą jest to, że ponad 90% przypadków to jakieś choróbsko, a nie "taki tam niewinny katarek".
Swego czasu u jednej mamy znalazłam podobny temat. Jedna z mam napisała, że ona dziecko wysyła do przedszkola bo dziecko musi być z rówieśnikami, a ona może wtedy coś załatwić i nie zamierza tego zmieniać. Super przykład tego co wyprawiają rodzice.
Pozdrawiam,
Pistacia
Zabawne.... mamy 34 komentarze + autorka bloga czyli 25 matek, które nigdy chorego dziecko nie przyprowadzają do przedszkola albo na pewno nie będę tego robiły w przyszłości czy gdzie są te matki, które dzieci chore przyprowadzają? (no chyba, ze robią to tatusiowie:))....
OdpowiedzUsuńA teraz poważnie - mój syn w październiku miał zapalenie oskrzeli, choroba wyleczona, ale pozostał kaszel, który trwał prawie 3 msc (wyglądało to tak - 3,4 ataki kaszlu w ciągu dnia, ale takie konkretne), kilkakrotnie byliśmy u pediatry (rożnych, bo już nie wiedziałam czy wierzyć naszemu pediatrze) i zawsze to samo - gardło czyste, osłuchowo czyste, to kaszel poinfekcyjny, może chodzić do przedszkola. Gdyby podczas takiego ataku w szatni usłyszała go autorka bloga zostałabym od razu zakwalifikowana do tych nieodpowiedzialnych matek, które chore dziecko do przedszkla przyprowadzają. Ostrożnie z osądami.
Pozdr:)
To ciekawe co piszesz choroba wyleczona, a kaszel pozostał taa........
UsuńMi dokładnie to samo powiedziała pediatra (już kilkakrotnie) jak na kontroli mówiłam, że chyba nie wyleczone bo kaszel został. Lekarze mówią, że kaszel może zostać kilka tygodni po infekcji. Ja akurat mam babcię dyżurną więc nie mam problemu z opieką w razie choroby, no i żal mi dziecka chorego wysłać bo wiem jak się sama czuję gdy muszę iść chora do pracy.
UsuńU nas i tak nie jest źle, bo we Francji to dopiero jak dziecko ma z 40st, to wzywają rodziców, przyprowadzanie z chorobami to standard, nie można tam też wziąć L4 na dziecko.
inny anonim;-)
Sroka rozumiem, ze mój komentarz nie pasuje do Twojej teorii, ale ironia nie była potrzebna.
UsuńOpisałam prawdziwą sytuację, jeśli nie wierzysz OK, Twoja sprawa. Napisałam jak było. Byłam w tym czasie o 4 różnych pediatrów i słyszałam to samo - oskrzela czyste, gardło czyste, to kaszel po infekcyjny. I za każdym razem było pytanie moje czy może iść do przedszkola i odpowiedź brzmiała tak.
Wierz mi, nie piszę tego, żeby coś Ci udowadniać, czy hejtować, opisuje sytuację z życia.
Tyle.
Moja córka miała zapalenie płuc i również lekarka powiedziała, że po takiej poważnej infekcji kaszel może się utrzymywać ok. 6 tygodni, ponieważ oskrzela są nadwrażliwe i kaszlem reagujna np. kurz. A napady kaszly były rzadkie, lecmęczące. Na każdej kontrolu wszystko ok, więc to prawda, że kaszel może zostać i to dość długo. Inna rzecz, że jest to kaszel suchy, napadowy, a tak nie brzmi kaszel chorobowy. I jeszcze jedno, jako że oskrzela są nadwrażliwe, to takie dziecko tym bardziej należy chronić, bo dużo łatwiej o następną infekcję.
UsuńJa własnie z tego powodu boję się puścić Synka do przedszkola - mial zapalenie płuc (juz 4 tydzien siedzi w domu:( ), a sama zwrociłam pewnej mamie, której synek zaczał kaszlec rano w szatni: ona mówi - o kaszlesz, w domu nie kasłałes. I zwraca sie do mnie - wie Pani dałam mu rano Ibum (ja juz sie zjezyłam bo skoro nie kasłał to po co mu ibum) i powiedziałam ze chore dziecko to w domu powinno siedziiec a nie do przedszkola chodzic. Pani sie nachmurzyła a in tak zaprowadziła synka - rece opadaja po prostu.
OdpowiedzUsuńJa syna przyprowadzałam z kaszlem do żłobka. Żeby nie było po konsultacjach z pediatrą. Przez trzy tygodnie syn mniej lub więcej kaszlał, był to suchy kaszel, zero gorączki i kataru, oskrzela i płuca czyste. Pediatra stwierdziła, że to od suchego powietrza, bo rozpoczął się intensywny okres grzewczy. Przez ten czas raz chcieli od nas zaświadczenie, że syn jest zdrowy. Ja na ich miejscu chciałabym ze dwa razy w tygodniu ;)
OdpowiedzUsuńNiestety nie każdy ma babcie pod nosem i nie ma możliwości oddać pod opiekę dziecko z lekkim przeziębieniem. Nie każdy moze sobie pozwolić zeby co 2 tygodnie biegać na L4, na zmianę z mężem czy bez. A co maja powiedzieć rodzice, którzy samodzielnie wychowują dzieci, bez partnerów? Troszkę wyrozumiałości drogie Panie. Nie każdy ma komfort zabierania dziecka z katarem...
OdpowiedzUsuńRozumem, że mam być wyrozumiała i ja mam barć co chwilę L4 bo dziecko się zaraża, mój pracodawca ma być wyrozumiały bo inny nie jest? Rozumiem, że dziecko samotnego rodzica zanim poszło do przedszkola zajmowało się samo sobą idąc do przedszkola straciło tą cenną cechę i teraz już wymaga opieki.
UsuńNie rozumiem toku myślenia??? No zapewne wcześniej chodziło do żłobka (albo był na wychowawczym i nie wiem, żył z oszczędności), a jeszcze wcześniej ojciec był na urlopie rodzicielskim? Ale kiedyś musiał wrócić do pracy?
UsuńTak łatwo jest oceniać.
OdpowiedzUsuńPrzez pierwszy rok żłobka chłopcy chorowali bardzo często. Braliśmy z meżem L4 na zmianę. Mnie wyrzucili z pracy. Nie przyszło mi jednak do głowy to żeby cała winą za to obarczac rodziców odprowadzających zasmarkane dzieci albo panie wietrzace nadmiernie pomieszczenia. Pierwszy rok wśród rówieśników po prostu jest wyzywaniem dla odporności dziecka.
I nie, nigdy nie czułam ani nie zachowywalam się jakbym była lepsza czy ważniejsza, bo pracuję a nie siedzę w domu.
U nas jedna mama przyprowadziła chore dziecko i jeszcze poprosiła przedszkolanki o podawanie mu antybiotyku, bo "ona musi iść do pracy" :D
OdpowiedzUsuńa ja tam się ze sroką zgadzam bo mój synio też we wrześniu zaczął przygodę z przedszkolem a od grudnia przesiedział w domu do marca, w marcu poszedł do przedszkola na tydzień i znów chory. Sama pracuję w żłobku i też nagminnie rodzice chore dzieci przyprowadzają, to jest norma. Szkoda, że debilizmu u co poniektórych rodziców nie można wyleczyć,
OdpowiedzUsuńDlaczego tyle jadu? Słowa "debile", "idioci". Same mamy tu pisza. Gdyby tak wasze dzieci poczytały te wpisy to nie byloby wam wstyd ze tak komunikujecie swoje problemy. Jeśli obserwujecie coś co wam się nie podoba można i trzeba o tym mówić tej konkretnej osobie. Wypisywanie swoich złości tutaj to bardzo kiepski wentyl dla swoich flustracji. Więcej otwartości na ludzi poprosze, bo z boku wszystko zawsze wygląda inaczej.
UsuńProblem rozwiazalby sie sam gdyby można było brac na legalu zwolnienia. Bez strachu o utrate pracy. W firmach (poza państwowymi) pracownik rodzic to pracownik klopotliwy. Dopoki tak bedziemy traktowani dopoty ludzie beda kombinowac i posylac dziecko z katarem. A i tak im jestem dluzej mama tym utwierdzam sie w przekonaniu ze najlepszy uklad to ten tradycyjny czyli jedno pracuje zawodowo drugie wychowuje dzieci.
OdpowiedzUsuńEh chore dzieci w przedszkolu i obsmarkani dorosli w pracy- uwielbiam to. Jestem taki dzielny, przyjde z goraczka do pracy i zaraze pol firmy. Z drugiej strony ja jako dziecko w przedszkolu przez pol roku mialam kaszel..nie wiadomo skad, nic poza tym sie nie dzialo- mamie zwracali uwage ale chyba po jakims czasie sie zorientowali ze to nie grozne? Ale moja mama tez panikara wiec bylysmy wielu lekarzy itp.wracajac do tematu znam sama kilkoro rodzicow- oj dziecko chore ale tak bardzo chcialo isc na jaselka to tego jednego dnia chociaż pojdzie. O a potem sie okazuje ze to ospa byla- fajnie tak zarazic pol przedszkola przed swietami. Ale coz mama tez z jelitowka do pracy przychodzila...
OdpowiedzUsuńagnieszka
Mój pracodawca absolutnie nie akceptuje zwolnień lekarskich. Żadnych. Ani na siebie ani na dziecko.
OdpowiedzUsuńZwolnienie lekarskie = utrata premii i w kilku przypadkach (z reguły zwolnienia są wycofywane) wilczy bilet.
Można brać urlop (łał!!!), ale tylko przez 8 mcy w roku (no oczywiście musi być zaakceptowany przez przełożonego). A wiosną i latem - jest już zupełna katastrofa....
Bąbel chodził do żłobka, teraz chodzi do przedszkola. Przetrwaliśmy okres największych zachorowań, choć przyznam nie było łatwo. Dziadków nie mamy, więc musimy liczyć na siebie. Stosowaliśmy kombinacje alpejskie: gdy w nocy pojawiła się gorączka - to brałam dzień urlopu, żeby opanować sprawę, mąż załatwiał tematy w swojej firmie, potem chodziliśmy na mijankę (mąż ma opcję pracy na zmiany - wiec ja ochoczo biegam na 6 rano do 13 (i potem mam godzinę w plecy do odrabiania), a on na 15, albo mąż brał opiekę, no chyba, że akurat mogłam się zaurlopować na okoliczność bąblowej choroby.
Nigdy absolutnie nigdy nie chodził do żłobka/przedszkola z gorączką, jelitówką, mokrym kaszlem. Ale z katarem (albo jak pisały poprzedniczki kaszlem), zwłaszcza takim po antybiotykach, wyleczonej grypie- tak. Bo taki potrafi się utrzymywać u niego jeszcze z 3-4 tygodnie po zakończeniu leczenia.
Na dodatek Bąbel ma celiakię, jest alergikiem (ma stwierdzoną alergię m.in na bylicę, olszynę) i niestety są też miesiące gdy nie możemy wyjść z kataru i suchego kaszlu. Z tym walczymy (w zeszłym roku zwłaszcza przełom sierpnia i września był masakryczny - lekarka zapisała już sterydy wziewne, ale pojechaliśmy nad morze i temat ucichł), ale dla rodziców mijających nas w szatni zapewne wyglądamy podejrzanie. Teraz też od kilku dni churchla najbardziej w nocy i podczas drzemki przedszkolnej, ale osłuchowo czysty i lekarka rozkłada ręce proponując Zyrtec. I Sroczko chodzi ten mój churchlak do przedszkola stresując Rodziców innych dzieciaków.
Choć przyznam,że inni są chyba gorsi od nas... Biegunka to też nie choroba - pamiętaj!!!! ;-)
Sroko jak ja Cie dobrze rozumie... szlak mnie trafia, gdy mamusie przed szkola mówią - Tak chciała isc do przedszkola.. a dziecko ledwo na nogach stoi... moje łapie i ja trzymam w domu az wszystko z niej usunę... potem słyszę -Ale Twoja Majka choruje , nie?
OdpowiedzUsuńA sama pytająca opowiada jak to w nocy jej dziecko kaszle, az na wymioty ja ciagnie...
JA juz nawet sil nie mam pisac o naszym przedszkolu i wylewac frustracji - Poddałam się chyba!
Cóż sie dziwic jak po feriach - tygodniowych mamusie przyszly WYCIENCZONE... tak im dzieci popalic daly, doczekac sie nie mogly az otworza im drzwi przedszkola.
Zastanawiam się nad zlobkiem, ale teraz sama nie wiem. Dopiero co stoczyłam batalię, żeby przyjęli nieszczepione dziecko, ale w sumie po co, skoro i tak trzeba będzie pracować w domu z bobasem z gilem do pasa...
OdpowiedzUsuńFakt, żłóbek, przedszkole to wyzwanie. Moja córeczka przez pół mca chorowała (tydzien choroby, tydzien wzmacniania w domu), drugie pół była w żłobku - i tak przez 5cy. O pracy oczywiście nie było mowy. Od tamtej pory nie łapie ją NIC, poza katarem. Ale z katarem panie przyjmują - a z zielonym odsyłają do lekarza. Była taka jedna podminowa sytuacja - podczas remontu domowego w pt mała zakurzyła sobie oko, w poniedziałek było jeszcze leciutko czerwone ale panie się przestraszyły i odesłały nas do lekarza - wpieniłam się, bo do pracy mam daleko a tu coś takiego! Oko nie ropieje, nie łzawi, stan jak po mocnym potarciu. Ale poszłyśmy. Doktorka przedszkolanki wyśmiała (pediatry nie było o tej porze, przyjął nas na łaskę lekarz pierwszego kontaktu) ale papierek dała biednej zmachanej matce. Uff, dziecko wylądowało o 10 w żłobku a ja na dywaniku u szefa. Trudno powiedzieć mi jak teraz oceniam panie ale ze żłobka jestem zadowolona :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu sa takie glosy oburzenia. Sroka ma racje. Ty nie mozesz brac wolnego na dziecko ale juz inni moga tak? Dziwne podejscie... Zapomnialam rowniez napomknac o "przedszkolance". Nie wiem czemu taka reacja. A juz wem niektore panie wyzej ... niz dupcie maja. Dodam, ze rowniez ukonczylam pedagogike ale inna specjalizacje. Z racji doswiadczenia m.in. w przedszkolach planuj rowniez zdobyc papierek z tego zakresu. Najwiecej oburzaja sie panie, ktore mysla, ze ich pedagogika wczesnoszkolna i/lub przedszkolna to nie wiadomo co i ze po niej sa juz nie wiadomo kim. Wszak wiadomo, ze jest to jedyna sluszna pedagogika i nie powinno sie mowic np. dzien dobry pani Ewuniu tylko dzien dobry o pani mgr... Roznych ludzi spotykalam ale panie wlasnie po tej specjalizacji sa bardzo czule na tym pkt nie wiedziec czemu. Do mnie i kolezanek mowiono ciociu i jakos mnie to nie razilo. Chociaz idac tokiem niektorych powinni do mnie mowic tytulami. Chyba jednak wazniejsza jest wiedza niz tytul lub specjalizacja. To sie rozpisalam ale gotuje sie we mnie gdy slysze takie absurdy. Szkoda, ze czesto te panie nie maja szacunku do innych lub czegos nie zrobia bo ukonczyly dodatkowo m.in. zajecia z wycinania pierdolek... sorry taka prawda.
OdpowiedzUsuńPoczątki w przedszkolu, początki po zmianie przedszkola są trudne. Z własnego doświadczenia wiem, że po roku, dwóch w przedszkolu katary i kaszle innych dzieci przestają być problemem, powszednieją i nie stresują już tak bardzo.
OdpowiedzUsuńMam eko lekarkę która krzyczy na wszystkie przedszkolanki, gdy wysłały mnie do niej i przychodziłam z "zielonym katarem" - bo nie zawsze ten katar jest zły. To raczej początek przeziębienia, wodnisty z kichaniem - zaraża. Nasza eko doktor kazała zawsze chodzić dopóki to tylko przeziębienie. Nabieranie odporności a nie izolowanie - takie było jej podeście (oczywiście wykluczamy gorączki, jelitówki i uszy).
To właśnie zmiana lekarza na nią zmniejszyła ilość zachorowań u moich dzieci. I z gigantycznego pudła z lekami zrobiła torebeczkę.Na katar- tylko woda morska, wilogotne powietrze ( u nas spacer po lesie i wysmarkana paczka chusteczek działają cuda), na suchy kaszel- syrop z bluszczu, a mokry to już zazwyczaj końcówka infekcji. Dodam że moje dzieci sa nadal przedszkolakami (3,5 i 5,5). Spokoju życzę i wytrwałości.
uwielbiam Cie czytac. Jestes inspiracja i zmienilas moj poglad na wiele spraw za co jestem Ci bardzo wdzieczna. Niemniej z polska tradycyjna szkola polegajaca na izolowianiu chorych dzieci sie nie zgadzam. Z ta jelitowka to oczywista sprawa, ale przeziebienia i inne... Jak dziecko ma zbudowac odpornosc? Tylko i wylacznie wystawiajac sie na choroby i swoje odchorowujac. Kiedy moj syn mial niespelna rok i praktycznie cala zime przechorowal poszlam do lekarza niemal pograzona w depresji, bylam bezradna z powodu jego stanu zdrowia i samotna z powodu bezustannego siedzenia z nim w domu. Lekarz sie usmiechnela i zapytala dlaczego siedze w domu i kazala wychodzic!!! Wszedzie wychodzic, w miejsca gdzie bawia sie inne male dzieci tez i na basen tez, bo tam sie najlepiej drogi oddechowe odblokowuja. W kraju w ktorym rzyjmuje ta lekarz dorosli choruja znacznie zadziej niz w Polsce, wiec zaczelam sie nad tym dosc intensywnie zastanawiac. Trudno bylo mi sie przelamac, ale teraz o ile nie mamy 40 stopniowej goraczki i naprwade straszliwych w objawach wirusow to idziemy do przedszkola, albo spedzamy aktywnie czas , wlaczajac w to towarzystwo innych dzieci. A i moj mlody choruje coraz zadziej, gdyz ja nie unikam innych chorych dzieci.....
OdpowiedzUsuńCo do tematu wszawicy, to jak panowała u nas we żłobku do kąpieli dodawała m córce olejek eukaliptusowy. Wszy go nie lubią, więc jest tanią opcją prewencji :)
OdpowiedzUsuńmoja córka do przedszkola nie chodziła. Niestety 3 lata w podstawówce przechorowała jak żadne dziecko z jej klasy. i tu na własnym przykładzie powiem , że dziecko odchoruje, organizm odporność zbuduje . Do tematu dodam, że nigdy chorej córki nie puściłam do szkoły. Miałam nieprzyjemności w szkole, wychowawczyni proponowała by dziecko chore do szkoły przyprowadzać, bo nie nadrobi zaległości.Kosztowała mnie ta sytuacja dużo stresu, a najbardziej brak zrozumienia nauczycielki mojego dziecka. ah i jeszcze na temat ospy była w szkole matka , która chrzciła dziecko z 4 dniową ospą .....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Gdy moje córki poszły obie na raz pierwszy raz do pkola młodsza 3,5 starsza 5,5(poniewaz sa z poczatku roku) z obowiązkowym rocznym przygotowaniem pklnym (nie dostała się wcześniej przez dwa lata) wiedziałam co mnie czeka...mówię dwie na raz każda każda w innej grupie plus bd się wymieniać w domu. Tym bardziej ze wcześniej praktycznie nie chorowały po 1 epizodzie z antyb...Ja nie pracowałam wiec nie bo problemu z zostaniem w domu i tak nie były całą druga połowę września druga połowę paź 3 tyg w listopadzie 2 tyg stycznia i cały luty...najgorsze było w styczniu bo starsza miała podcinane wedzidelko po czym dwa dni była w domu po zabiegu do rozpuszczenia szwów wróciła i zarazila się opryszczkowym zapaleniem jamy ustnej i gardła...Tez miałam pretensje ze ludzie przyprowadzaja chore dzieci tym bardziej ze mało ze nie wymagano zaświadczenia ze Juz chore jest zdrowe to jeszcze ja dostałam nakaz przeniesienia usprawiedliwenia od lek ze faktycznie była chora...nie!!! trzymałam Sb ja dla własnej przyjemności. No bo ona ma już obowiązek. Ok wezmę. Po czym Dr ze nie wyda zaświadczenia ze chore bo nie ma takiego obowiązku jedynie do szkoły i to powyżej tygodnia do pkola usprawiedliwia rodzic. Tez uważałam ze rodzice przyprowadzaja chore i przez to moje chorują a ja siedzę po 2-3 tyg z chorowitkami a potem jeszcze dostaje opr od dyr o usprawiedliwienie...niestety prawda jest inna wychorowały się i teraz jest luz. Od września chodzenia drugi rok starsza juz do szkoly wiec znowu zmienila srodowisko zachorowały raz i to kilka dni. Fakt jest taki ze katar właśnie to nie choroba i wręcz moja Dr każe prowadzac do przedszkola i na spacery plac zabaw itd wentylowac. Kaszel poinfekcyjny również zdrowe a kaszel min 2-3 tyg nawet do 6 zresztą sama jak się od nich zarazilam potem kilka tyg kaszlalam ale sucho i atakami a nie ciągle ale jak któraś mama zauważyła w Rozmowie z innanmama aż do porzygu nad ranem taki kaszel jest. Gdybym chciała trzymać tyle to by miały po 60-70% nieobecności co by corce do szkoly bruzdzilo a i tak starsza miała 33% a młodsza 40%...dziecko uodparnia sie przez chorowanie najbardziej i zmienia się zdania wasze jak dziecko pojdzie do szkoły czy bd mogło tyle opuszczać. Zreszta mysle ze co najmniek polowa z nas tez byla oceniona jako przyprowadzajaca chore ;) Poza tym dr nie zawsze chce dac L4. Od tego roku poszlam do pracy na pol etatu i nie mamy zadnej pomocy dziadkow etc. Latwo oceniac jedna lub druga grupe rodzicow jak sie w niej nie jest zawsze trawa zielensza po drugiej str. Apropo tytułów ja też się mam obrazić jak na mnie się mówi kosmetyczka? Nie ja jestem technik usług kosmetycznych! ;) żarcik. Zresztą w naszym pkolu starsza kadra wiec mamy dużo mianowany ch nauczycielek czyt przedszkolanek. Teraz chodzę do pracy mąż zaprowadza młodsza do przedszkola po drodze do pracy ja starsza do szkoły na drugą zmianę. Po czym z przedszkola dzwonia do mnie o 8:30 ze mała Zwymiotowala i słaba no to lecę po nia ze starszą od razu do lek ale Dr nie wie co jej bo same wymioty jutro na kontrolę i jak coś to jutro da L4 a dziś proszę się zająć dzieckiem...tak ale ja idę na 13 do pracy mąż do 15:30 pracuje nie mamy L4 na dziś a do tego na 11 musze zaprowadzić starsza do szkoły...ja mam taką wspolpracownice ze mimo że nie posiada dzieci rozumie i spoko zostanie za mnie godzinę dłużej a mąż ma w pracy spoko szefa ze zwolni o 14. Ale gdzie indziej co zrobić w takiej syt? Wszystko takie proste. Sroko ja rozumie obie strony. Sama tak się wkurzylam ale i ja kaszlące posylalam za zezwoleniem lek. Nie rozumie żebym 2 mce dziecka z obowiązkiem przedszkolnym trzymała w domu bo kaszle. Tym bardziej jak pracuje a od Dr dostałam np tydz L4. W szkole takie coś nie przejdzie po 4 dniach nie obecności córka w sumie 6 h nadrabiala w weekend a to dopiero 1 semestr 1 klasy.
OdpowiedzUsuńDroga Sroko, A mam pytanie bo ta wszawica spędza mi sen z powiek. Sama miałam w dzieciństwie ze 2 razy i mam pytanie czy jakoś można temu zapobiec? Czy skóra się uodparnia? Syn już 2 lata w złobkach i przedszkolach i rożne rzeczy miał ale tego jeszcze nie. NIe było też w złobku inf o wszawicy, a zwykle nam mówili o jakichś "zakaźnych tematach"
OdpowiedzUsuńWszawica nie jest chorobą. Nie da się na atak pasożytów uodpornić, niestety. Są na rynku preparaty "obniżające" prawdopodobieństwo złapania tego dziadostwa, ale nie wiem na ile są skuteczne.
Usuń