Pytanie dość często pojawiające się w komentarzach pod postami czy też w mailach. Ponieważ odpowiedź jest dość złożona postanowiłam napisać o tym post.
Moja przygoda z azjatyckimi kosmetykami zaczęła się od BB kremów. Owe kremy wydawały się być ideałem, bo miały być podkładem, pielęgnować i do tego jeszcze chronić przed UV. Były okrutnie drogie jak na mój studencki budżet, fatalnie dostępne, kolorystycznie nie bardzo przystosowane do europejskiej/słowiańskiej urody i najczęściej o składach trudnych dla mnie do zaakceptowania.
Do tego wszystkiego sprzedawcy nie kwapili się i co tu ukrywać nadal się nie kwapią do podawania składów co dodatkowo utrudniało mi życie, ale też wiązało się z pewną zagadką.
No wiec podsumowując.
1. Składy nie do zaakceptowania.
Ciężko jest mi znaleźć kosmetyki azjatyckie o składach, do których nie miałabym żadnego ale. Ponieważ z wiekiem stałam się leniwa nie chce mi się już przeszukiwać całych internetów w poszukiwaniu kosmetyku, którego odpowiednik mogę sobie zrobić sama lub kupić od rodzimego producenta.
2. Zagadka świetnych składów.
Przeszukując internet, często trafiałam na ten sam produkt, który miał inny skład na stronie azjatyckiej i inny na stronie legalnego europejskiego dystrybutora. Różnice były znaczne bo na rynku azjatyckim składniki aktywne, cenne wyciągi itp... znajdowały się przed konserwantami, praktycznie na jednym z pierwszych miejsc, a na rynku europejskim te same substancje znajdowałam na szarym końcu składu po większości konserwantów.
Kiedy zaczęłam szukać informacji na ten temat, czemu rynek europejski jest traktowany per noga i jak to możliwe, że Azjatki dostają super aktywne kosmetyki teoria mówiła, że to wina prawa europejskiego. Ta zła unia europejska ogranicza dostęp do świetnych składników i tnie ich stężenia. Pomyślałam wówczas, że w takim razie trzeb kupować kosmetyki azjatyckie po zbójeckich cenach od kogoś kto sprowadza je bezpośrednio z tamtejszych sklepów. Jednak cała ta sprawa nie dawała mi spokoju. Czemu jakieś składniki zostały uznane za niebezpieczne w wyższych stężeniach?
Odpowiedź okazała banalnie prosta, choć wymagała długiego grzebania w informacjach.
Otóż, nikt nie zmienia składów kosmetyków na rynek europejski, są one dokładnie takie same jak na rynku azjatyckim. Tylko u nas producenci mają mniejsze pole manewru w "nadinterpretacji" zapisu składu.
Unijne prawo mówi, że producent na opakowaniu ma podawać składniki w kolejności malejącej względem masy. Tyczy się to wszystkich składników które występują w stężeniu powyżej 1%.
To do czego dotarłam to prawo Koreańskie, które podobniej jak w unii mówi, że składniki mają być podawane w kolejności malejącej względem masy, ale możliwa jest pewna manipulacja. Otóż, jeżeli w składzie kosmetyku znajduje się składnik "złożony z kilku innych" na przykład kilku wodnych wyciągów roślinnych nazwany dajmy na to "kompleks cudowności" to mimo tego, że ma on być rozpisany na poszczególne składowe może on być potraktowany jako jeden osobny składnik.
Czyli.
Jeżeli producent w Korei wprowadza do kosmetyku "Kompleks cudowności" w skład którego wchodzi woda, wyciąg z pomidora, wyciąg z ogórka, wyciąg papryki, rozpuszczalnik i jakiś konserwant i cały ten kompleks stanowi 65% całej masy kosmetyku to może go on sobie w składzie zapisać jako
wciąg z pomidora, wyciąg z ogórka, wyciąg z papryki, WODA, cała reszta innych składników typu pegi, silikony, wypełniacze, KONSERWANT, zapach.
Co ciekawe każdego z tych składników aktywnych może być mniej niż 1% w takim kompleksie, a mimo to są one na pierwszym miejscu.
W Unii zaś zapis takiego kosmetyku ma wyglądać tak
Woda, cała reszta innych składników typu pegi, silikony, wypełniacze, KONSERWANT, wciąg z pomidora, wyciąg z ogórka, wyciąg z papryki, zapach.
To wszystko sprawiło, że doszłam do wniosku iż gdyż ponieważ azjatyckie kosmetyki nie są wcale lepsze od Polskich. Owszem podobnie jak i na naszym rynku mają swoje perełki, ale żeby te perły kupić muszę porządnie się naszukać i często zapłacić więcej niż za rodzime marki.
Owszem lubię niektóre maski w płachcie (być może zrobię o nich wpis), owszem lubię niektóre maski pod oczy (kiedyś pokazywałam płatki), mam też pewne lubiane płatki peelingujące i tak przyglądam się niektórym produktom z azjatyckiej pielęgnacji i jeżeli jakimś cudem trafię na kosmetyk który będzie mi odpowiadał pod względem składu to zdecyduję się go spróbować, ale jakoś po tych wszystkich śledztwach czuję się nieco zniechęcona, żeby szukać czegoś specjalnie.
PS. Ponieważ wkrada się nadinterpretacja tekstu wśród czytelników to uściślam, że piszę o tym co jest dostępne na naszym rodzimy rynku!
Cieszę sie bardzo ,że u Ciebie zamiast jakis cudów z Azji moge zapoznać się ze wspaniałymi kosmetykami z naszego kraju. Wole kupować nasze polskie produkty.
OdpowiedzUsuńOtóż to... właściwie kiedy zorientowałam się o prawdziwych składach azjatyckich kosmetyków wszystkie je wyrzuciłam. Jest dużo polskich firm które produkują świetne kosmetyki z dobrym składem, np. Make Me Bio, Sylveco czy nawet zagranicznych jak Equilibra, Hipp. Wolę wiedzieć co używam. :)
OdpowiedzUsuńDobre składy ma Whamisa, używam kremów z linii Organic Flowers i masek w płachcie, działają rewelacyjnie:)
OdpowiedzUsuńWow, niesamowicie ciekawy post, nie miałam pojęcia, że rynek azjatycki działa w taki sposób! Niezłe oszustwo.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Whamisą. Rewelacyjne produkty i składy (lotion Organic Flowers Orginal, szampon) . Lubie też i polecam Bentona (krem pod oczy, tonik BHA).
OdpowiedzUsuńTez mam obecnie bentona krem i pianke do twarzy i maja podobno super sklad. Sroczko, może sie zapoznasz?
UsuńJa przez ostatnie 3 lata stosowałam (z Twojego polecenia) kremu BB Etude House z nieprzenikającym filtrem i właśnie zorientowałam się, że już go nie ma. Czy masz teraz jakiś polski odpowiednik podkładu z filtrem? Mam wrażenie że szał na koreańskie bb w Polsce minął i obecnie wybór w polskich sklepach jest dużo mniejszy. A może coś z rodzimego podwórka jest równie funkcjonalne?
OdpowiedzUsuńNiestety od dawna stosuję podkłady mineralne i zupełnie zarzuciłam poszukiwania BB kremu czy innych płynnych podkładów.
UsuńCzy stosując podkład mineralny można sobie odpuścić stosowanie kremu z filtrem?oczywiście nie chodzi mi o plażę, ale o takie codzienne chodzenie gdzie większość czasu spędza się w biurze?
OdpowiedzUsuńTeoretycznie tak, choć moim zdaniem nie latem
UsuńMam propozycję nie do odrzucenia. Skoro sam sposób pielęgnacji koreańskiej jest dobry tylko kosmetyki są średnie to może napisz post o pielęgnacji koreańskiej wg Sroki. Ja "Twoje" kosmetyki biorę ciemno. Myślę że wielu z nas pomógłby się odnaleźć w tym trudnym świecie składów kosmetyków. Chodzi o to żeby post zawierał propozycje kosmetyków do różnych rodzajów cer do każdego etapu pielęgnacji. Fajnie by było gdybyś uwzględniła przy każdym etapie na jakie skladniki należy najbardziej uważać. Wiem że to dużo pracy ale może pomysł Ci się spodoba i się skusisz :). Myślę że warto.
OdpowiedzUsuńPomyślę o tym :)
UsuńCiekawe uwagi. Chętnie dowiem się więcej o polskich produktach, cieszę się, że trafiłam na ten blog :) Zdarza mi się używać kosmetyki koreańskie, jednak zawsze patrzę na skład. Może więc jestem z nich tak zadowolona, bo trafiam właśnie na te perełki :)
OdpowiedzUsuńŚwietny post.
OdpowiedzUsuńWitam 😉
OdpowiedzUsuńCo sądzi Pani o kosmetykach koreańskich, na przykład kwas hialuronowy zwanym w internecie "serum tęczowe". Kupiłam trochę tych kosmetyków na live, a teraz zastanawiam się czy powinnam je stosować. Niestety nie potrafię podesłać zdjęcia tego kwasu.
Pozdrawiam 😉 i z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.
Nie bardzo wiem, o co Pani pyta, jeżeli o konkretne kosmetyki, to ja nie używam i wypowiedzieć się nie umiem też o składach, bo tych kosmetyków trochę jest.
Usuń