No i szczerze mówiąc to jestem na siebie zła. Gdybym wcześniej ogarnęła temat oznaczania ubrań i rzeczy dzieciaków byłabym kilka stówek do przodu.
O ile w przedszkolu ogarniałam temat rzeczy, może ze dwa, trzy razy coś zostało zgubione, to w szkole ... no w szkole to jest jazda bez trzymanki. W pierwszej klasie sześć razy dorabialiśmy klucz do szafki Rycerza. Ilość zdekompletowanych kredek, pisaków doprowadzała mnie do szału, zaczęłam się rozglądać za sklepem sprzedającym kredki na sztuki. Pogubione linijki, gumki, przyniesione nie swoje kredki, temperówki.
Basen trzy razy w tygodniu, a czasami i cztery też naprodukował strat. Zgubione spodnie, koszulki, przyniesione nie swoje kąpielówki czy ręczniki.
Jak wiemy w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze więc kto by się przejmował zgubionymi rzeczami.
Szkoda, że wcześniej nie zdecydowałam się na oznaczenie rzeczy Rycerza.
Starałam się wybrać jak najwięcej opcji z oferty, żeby wiedzieć co się najlepiej sprawdza.
Owszem nie jest kolorowy, ale jest najszybszy w obsłudze ;). Cyk, cyk i postemplowane ubrania. Jak na razie prałam rzeczy nim oznaczone około 10 razy w temperaturze 60 stopni nic nie zniknęło, może jakby się bardzo dobrze przypatrywać lekko wyblakło.
Na niektórych metkach - tych śliskich z jednej strony pieczątka lekko się rozlewa, jest jednak czytelna.
Naklejki na ubrania. Oczywiście do samodzielnego zaprojektowania. Wybrałam je przede wszystkim z myślą o basenie ;). Super proste w obsłudze, po prostu przyklejamy je do metek z instrukcją prania i załatwione. Też już prała ubrania z nimi kilkukrotnie i nic się z nimi nie dziej.
To na co zwróciłam uwagę w ich przypadku, to to że są dość grube i usztywniają powierzchnię na której są przyklejone. Dlatego moim zdaniem nie nadają się do bezpośredniego przyklejania na ubranie.
Na kredki, pisaki i długopisy wybrałam mini naklejki.
Są cieniutkie, giętkie, łatwo dopasowują się do powierzchni na której są przyklejone. Do oznaczania długopisów, linijek, okularów czy innych cienkich przedmiotów sprawdzają się znakomicie. Mam nadzieję, na mniej zgubionych długopisów i pisaków.
No i na koniec naklejki na większe przedmioty u mnie głównie bidony, piórniki, przyborniki, plecaki, kaski itp.... Tu szaleństwo we wzorach i kolorach po całości. Co fajne, jak oznaczycie pojemniki na żywność to spokojnie można je myć w zmywarce. Wypróbował nic się z naklejkami nie dzieje.
Kiedy nasza Masza będzie szła do szkoły będę mądrzejsza. No i przede wszystkim będę miała wypróbowane wszelkie możliwe opcje oznakowania. Jak to się mówi mądry Polak po szkodzie, ale lepiej późno niż wcale.
Mam dla Was kod zniżkowy UWAGA ważny do 30/09/2020 czyli do końca września czyli witaj szkoło ;) kod: SROKAO2020 daje 20% zniżki na stronie www.oznaczone.pl
Ja wycinam wszystkie metki. Czy w takim wypadku coś polecasz?
OdpowiedzUsuńJa rozumiem cel, ale mam wielki opor przed puszczaniem dzieci poza dom z rzeczami podpisanymi ich imieniem. Z prelekcji policji nt zapobiegania porwaniom i innym przykrym sprawom najlepiej wlasnie zapamietalam te obrazoa opowiesc, ze obcy, po przeczytaniu imienia dziecka na plecaku/ bidonie/ czapce zwracaja sie do nich po imieniu, co daje im od razu zaczaco wieksza szanse byc potraktowanym jako "znajomy". I to zarowno przez dziecko, jak i przez otoczenie.
OdpowiedzUsuńNie pisze tego, zeby krytykowac czyjac decyzje o podpisywaniu rzecz- sami najlepiej wiemy, jak dbac o bezpieczenstow naszych dzieci, z pewnoscia taki rzeczy zmieniaja sie tez z wiekiem itp.
Mnie natomiast ten artykul przekonal i jak juz musze cos podpisac, to uzywam incjalow dziecka albo "naszego znaczka" (syn, 5l rozpozna, ze to jego, ale raczej rodzic kolegi nie ogarnie czyja bluze ma w rekach).
Zawsze można podpisać w miejscu nie koniecznie rzucającym się w oczy. Oczywiście rozumiem Twój punk widzenia, natomiast ja od zawsze uczę dzieciaki, że z obcymi się nie rozmawia. Bez względu czy ktoś mówi po imieniu czy nie, jeżeli sobie go nie przypominasz to z nim nie rozmawiasz.
Usuń