To chyba jedyna marka, mająca w sprzedaży tylko naturalne kosmetyki, która oferuje zakup wkładów uzupełniających do wersji słoiczkowych. Czyli mamy w ofercie opakowania reliff, które wykonane są z biodegradowalnych materiałów pochodzenia roślinnego lub szklane opakowania. Widać, że nie biorą jeńców, idą po całości, wielbiciele zero waste powinni być usatysfakcjonowani. Opakowania do tego są bardzo ładne i jeżeli tylko kosmetyki się Wam sprawdzą, to będziecie mogli dokupować tylko uzupełniacze. No jest to świetny pomysł.
Skoro kwestię ciekawych i ładnych opakowań mamy za sobą to czas zająć się ich zawartością. W ramach współpracy wybrałam sobie trzy produkty, peeling, serum pod oczy i krem na noc.
Lovish, Scrub FRUIT ECSTASY
Peeling na bazie cukru i soli epsom albo inaczej gorzkiej soli, czyli to są nasze substancje ścierne. Ścieraki zostały „zatopione” w emolientach, a dokładniej w olejach i masłach. Mamy więc olej kokosowy, masło shea, olej ryżowy, olej awokado, macerat z marchwi, który dzięki wysokiej zawartości karotenoidów ma działanie odmładzające i chroniące skórę przed promieniowaniem UV, jest tu również masło mango o działaniu regenerującym i odżywczym, następny jest olej jojoba, po nim olej z passiflory o działaniu łagodzącym, antyseptycznym, kojącym. Wszystko to okraszone jest olejkami eterycznymi. Jest fajnie.
Nie ma co kryć, ale w każdym peelingu istotne znaczenie ma balans między substancjami ściernymi i tym, które im towarzyszą. Druga rzecz to wielkość i ostrość tych drobin ścierających, a trzecia w przypadku takich olejowych peelingów to ich tłustość. Każdy użytkownik takiego produktu ma w tym wypadku swoje indywidualne preferencje i mogą się one zmieniać z czasem, czy też w czasie. Ten peeling dla mnie i na chwilę obecną jest właśnie idealnie zbilansowany. Ma konsystencję grubego, wilgotnego piasku. Cukier i sól nie pływają w oleju, nałożenie porcji peelingu na skórę nie sprawia, że ociekamy owym olejowym wypełnieniem, a drobinki ścierające nie płyną po skórze. Peeling zostaje tam, gdzie został nałożony. Jest to produkt gruboziarnisty, czyli również dość ostry. Mnie to pasuje, bo w peelingowanie nie trzeba wkładać siły, tylko wykonywać spokojny masaż. Po zmyciu resztek z ciała na skórze nie mamy grubego i tłustego filmu. Jest przyjemnie gładko, jedwabiście i miękko. Na skórze jest delikatny film, ale w odczuciu jest on jak warstwa, którą pozostawia po sobie tłustszy balsam. To jest coś, co ja bardzo lubię, bo jest lekko, a nie muszę nakładać balsamu.
Kolejną przyjemną rzeczą w tym produkcie jest zapach. Ja miałam wersję owocową, a raczej cytrusową i pachnie ona kwaśnie, cytrynowo, limonkowo. Na skórze zaś zostaje zapach skórek pomarańczowych, bardzo delikatny, przyjemny i trzymający się przy skórze, no i niestety nietrwały, ale cytrusy tak mają.
Ten peeling to sztos!!! Jeżeli nie lubić bardzo tłustych peelingów, nie lubicie kiedy zostawiają one ciężki tłusty filmy, za to lubicie dość ostre zdzieraki to to będzie idealny produkt dla Was.
Peeling do kupienia TUTAJ
Lovish, FOUNTAIN OF JOY Serum HYDRATION
W składzie sok aloesowy o działaniu łagodzącym, nawilżającym, hialuronian sodu, o działaniu nawilżającym, po nim jest probiotyk o działaniu łagodzącym, kojącym, wspomagającym gojenie, przyspieszającym regenerację, no i mamy jeszcze ekstrak z kokosa o działaniu nawilżającym, oraz glukonolakton o działaniu nawilżającym, ale także regenerującym. Jest prosto, widać, że postawiono głównie na nawilżenie, ale i regenerację. Szanuję takie rozwiązania, czyli skupianie się na jednym "problemie".
Bardzo lubię takie "kulkowe" sera pod oczy. Trzymam jej w lodówce i używam rano. To dzięki nim mogłam zrezygnować z hydrożelowych płatków pod oczy. Zimny płyn i zimna kulka masująca cudownie likwidują opuchliznę i "zmęczenie". W płatkach pod oczy zdarzało mi się, że zostawiały one taką delikatną, niewchłanialną warstwę. Kiedy kładłam ową warstwę krem, to często się on rolował i nie chciał wchłaniać. Przy tego typu produktach jak to serum nie ma z tym problemu. Wchłania się ono błyskawicznie, choć ja lubię nakładać na nie krem kiedy jeszcze jest lekko wilgotno pod okiem. Bardzo dobrze nawilża skórę, łagodzi podrażnienia, nawet pobiedziłabym, że przyspiesza gojenie się podrażnień. Na chwilę obecną moja atopia na oczach jest opanowana, jedynie czasami pojawia się niewielka plamka pod lewym okiem, która potrafi swędzieć. Wtedy tym serum dosmarowuję się w ciągu dnia a na to kładę tłusty krem i na drugi dzień mam spokój.
Jeżeli Wasz krem nie daje rady z nawilżeniem, jeżeli rano macie podpuchnięte oczy, jeżeli chcecie stosować oleje pod oczami, jeżeli jak ja zmagacie się z atopią na powiekach, pod oczami to to serum będzie dla Was. Wielkim plusem jest tu również bark dodatków zapachowych, czyli potencjalnych alergenów.
Jedno jest pewne, na pewno będę do tego serum wracać!
Serum do kupienia TUTAJ
Lovish, Krem GOOD NIGHT
Tu w składzie mamy nieczęsto spotykany olej kukurydziany, który ma działanie natłuszczające, uelastyczniające, ale też łagodzące, jest również olej z dzikiej róży, który dzięki sporej zawartości witaminy C ma działanie antyoksydacyjne, rozjaśniające, przeciwstarzeniowe, mamy olej arganowy o działaniu uelastyczniającym, ujędrniającym, przeciwzapalnym, mamy niacynamid o właściwościach przeciwzapalnych, ujędrniających, wyrównujących koloryt skóry. Powtórzę to co pisałam przy serum pod oczy tej marki, z jednej strony jest prosto, a z drugiej strony skupiono się na konkretach, a mowa tu o regeneracji.
Po otworzeniu słoiczka naszym oczom ukazuje się śliczny, słoneczny krem, no jest żółty. Pachnie przyjemnie drzewkiem różanym. Krem jest gęsty, konkretny, prawie maślany. Rozprowadza się na skórze lekko, z przyjemnym, tłustawym poślizgiem. Krem wchłania się całkiem dobrze, ale nie całkowicie i na skórze zostawia lekką, miłą, otulającą warstwę.
Ja wiem, że to krem na noc, ale teraz kiedy weszłam już w kurację retinolem, to on idealnie sprawdza się również na dzień, a na noc wówczas kiedy retinolu nie stosuję. Cudnie koi, likwiduje suchość i napięcie skóry. Skora po zastosowaniu tego kremu jest bardzo miękka, dobrze nawilżona, gładka, lekko napięta i właśnie otulona. I co ciekawe mimo tego otulenia nie czuć na skórze ciężkości.
Chciałam zwrócić Wam jeszcze uwagę na jedną rzecz, krem ten ma pojemność 30 g. Można by pomyśleć, że no trochę mało, ale moim zdaniem bardzo rozsądnie. Krem od otwarcia musicie zużyć w 3 miesiące, wierzcie mi, nawet to 30 g będzie ciężko wykorzystać w tak krótkim czasie, jest to krem treściwy i wystarczy go niewielka ilość, żeby spełniał swoje zadanie. Muszę powiedzieć, że i w tym wypadku podejście marki bardzo mi się podoba. Zdając sobie sprawę, ile tego kremu można zużyć w ciągu owych trzech miesięcy, zapobiegają marnowaniu kosmetyku. Brawo!
Krem do kupienia TUTAJ
I mam dla Was jeszcze niespodziankę na stronie procenta czyli www.lovish.pl
Kobiety w Ciąży TAK |
Mamy Karmiące TAK |
Mam peeling tej firmy. I on jest dla mnie idealny-skora jest gładka, nawilżona. Dziękuję za zniżkę dokupię sobie uzupełnienie. Miłego dnia :)
OdpowiedzUsuńKolejna marka do odkrycia :) Sroczko, czy masz w planach wspomnieć o swoich kuracjach retonidami?
OdpowiedzUsuńJak miło widzieć recenzje, słyszałam już sporo pozytywnych opinii o tej marce, ale nie byłam pewna. Na pewno pięknie wyglądają i widać, że skład też w porządku. Kusi mnie ten treściwy krem i serum z kuleczką.
OdpowiedzUsuń