Nie przeczę, że mi Weleda kojarzy się głównie ze świetnymi kosmetykami dla dzieci. Ich krem zimowy i pasta do zębów były bardzo długo hitami w mojej kosmetyczce dziecięcej. I jakoś tak marka ta utknęła w mojej głowie jako ta dziecięca. Kiedy jednak buszowałam sobie po Apo-Discounter jakiś czas temu, wpadło mi w oczy kilka ciekawych kosmetyków, ale też maści tej marki. Testowałam je sobie przez całe wakacje i teraz mogę przyjść z podsumowanie, a raczej poleceniem co ciekawszych rzeczy.
Może zacznę od czegoś, co niektórym z Was będzie znane, a jest to linia Skin Food.
🌿 Weleda Skin Food Krem
W składzie mamy wodę, po niej jest olej słonecznikowy, czyli emolient mający właściwości natłuszczające, zmiękczające i uelastyczniające, po nim jest lanolina czy także emolient, po niej jest olej ze słodkich migdałów i wosk pszczeli. Czyli bazą są emolienty. Z ciekawych dodatków mamy ekstrakt z fiołka trójbarwnego, który ma działanie przeciwzapalne, łagodzące, kojące, nawilżające, jest tu także ekstrakt z rozmarynu, który ma działanie antybakteryjne, ściągające, antyoksydacyjne, ekstrakt z rumianku, który działa przeciwzapalnie, łagodząco i kojąco i jest jeszcze ekstrakt z nagietka, działający łagodząco, regenerująco, przeciwzapalnie. To jest prosty skład i właśnie taki mi się podoba.
Krem ma gęstą, dość zbitą konsystencję, pachnie dość intensywnie i głównie wyczuwam tu rozmaryn. Przy rozsmarowywaniu jest tłusty i czuć tą tłustość na skórze. Nie wchłania się całkowicie, zostawia wyraźnie wyczuwalną warstwę. To jest prawdziwie, tłusty, ciężki, konkretny krem.
Świetnie sprawuje się na suchej skórze, na suchych miejscach, na suchych plackach. Z suchą skórą na moich łokciach rozprawił się w dwa dni!
Używałam go również punktowo na powiekach, kiedy pojawiały się u mnie zmiany atopowe i tu także radził sobie znakomicie. Bardzo dobrze natłuszczał, ale też łagodził świąd.
To jest boski krem o tzw. cięższym kalibrze. Cudownie natłuszcza, uelastycznia i pielęgnuje suchą skórę. Przyspiesza powrót do „normalności”. No jest tłusty, ale właśnie taki powinien być, daje przyjemnie otulenie i ukjenie. Do suchej skóry powinien sprawdzić się znakomicie. Jest mego wydajny, używałam go często i nie wiem, czy udało mi się zużyć choć połowę. Jeżeli miałabym się do czegoś przyczepić, to będzie to zapach, jest dość intensywny zwłaszcza przy aplikacji czuć go bardzo, bardzo.
Krem do kupienia TUTAJ
🌿Weleda Skin Food Masło do ciała
Podobnie jak w przypadku kremu z tej linii tak i w maśle do ciała podstawą są emolienty. Z takich „głównych” emolientów mamy olej słonecznikowy, masło kakakowe, masło she. Do tej bazy dodano w zasadzie takie same ekstrakty jak w kremie, czyli jest ekstrakt z rozmarynu mający działąnie antyoksydacyjne, przeciwzapalne, antybakteryjne i ściągające, po nim jest ekstrakt z rumianku, który działa przeciwzapalnie, łagodząco i kojąco, kolejny jest ekstrakt z nagietka o działaniu regenerującym, przeciwzapalnym i łagodzącym, a na końcu mamy ekstrakt z fiołka trójbarwnego, który ma działanie przeciwzapalne, łagodzące, kojące, nawilżające.
I ponownie to napisze, że jest tu prosto, ale konkretnie.
Masło ma bardzo zbitą i faktycznie maślaną konsystencję. Jest zaskakujące lekkie na skórze i bardzo szybko się wchłania, choć zostawia delikatnie tłustą warstwę. Pachnie trochę waniliowo, trochę ziołowo, zapach nie jest bardzo intensywny, ale jest wyczuwalny. Masło bardzo dobrze natłuszcza i nawilża. Jeżeli zmagacie się z suchą skórą, to ono może być rozwiązaniem tego problemu.
Kosmetyk ten sprawdziła się znakomicie na suchych kolanach mojego syna, kilka aplikacji i było po problemie.
Muszę przyznać, że do stosowania na co dzień było to masło dla mnie za ciężkie latem. Na pewno sprawdzi się zimą, kiedy moja skóra gorzej reaguje na centralne ogrzewanie.
To masło do zadań specjalnych, a na pewno do skóry suchej i przesuszonej.
Masło do kupienia TUTAJ
No i teraz "bonus". Coś, czym się raczej nie zajmuję na tym blogu i są to maści. Krążyłam wokół nich długo i nie mogłam się zdecydować czy brać, czy nie. Jak widać, ciekawość zwyciężyła i oto mam Wam trzy fajne rzeczy do polecenia.
🌿Weleda Calendula nagietkowa maść na rany
Wzięłam tę maść z myślą o moich zmianach atopowych, a raczej z myślą o przyspieszeniu ich gojenia. Po rzucie AZS na skórze zostają mi często czerwone placki, które nie do końca są ranami, ale też nie są przebarwieniami. Goją się różne, ale jak dla mnie za długo i pomyślałam, że taką maścią mogłabym im trochę pomóc.
Koniec końców maść leczy wszelkie rany w naszym domu. Od obdartych kolan, przez zadrapania kota, po właśnie moje zmiany.
Sprawdza się ona u nas też w jeszcze jednym. Mojemu synowi często wrastają włoski - kończy się to niestety ropną zmianą. Niestety potem te miejsca bardzo długo się goją, czasami niestety potrafią się "paprać" i tu na ratunek przychodzi nam tam maść. Więc jeżeli macie problem z wrastaniem włosków, podrażnieniami po depilacji itp... to warto ją wypróbować.
Maść ta faktycznie działa i to działa bardzo dobrze. Przyspiesza gojenie, zaczerwienienia znikają szybciej, skóra nie łuszczy się po nich jak szalona.
Maść do kupienia TUTAJ
🌿 Weleda Dermatodoron maść
Kolejna rzecz, którą chciałam spróbować w związku z moimi zmianami atopowymi. Przy bardzo ostrym rzucie sama maść nie wystarczyła. To znaczy, łagodziła świąd, ale dla mnie odrobinę za słabo natłuszczała. Musiałam dokładać inne preparaty, żeby skóra była natłuszczona. Za to niewątpliwie przyspieszała cofanie się rzutu. Używana tak jak sugeruje producent, czyli dwa razy dziennie, łagodziła zmiany.
Natomiast ta maść po prostu znakomicie sprawdziła się, kiedy rzut dopiero się zaczynał. Kiedy pojawiał się świąd, ale jeszcze skóra nie piekła i nie bolała. Wtedy nałożenie tego produktu na skórę u mnie skutkowało znikaniem swędzenia i bardzo często dalej AZS się nie rozwijał.
Maść do kupienia TUTAJ
🌿 Weleda arnika 10% maść
No i na koniec coś, co jest moim wielkim odkryciem i co stosuje w trochę inny sposób. To miała być maść na siniaki, które nabija sobie non stop na nogach moja córka. W pewnym momencie była tak poobijana, że wyglądała jak ofiara przemocy. No i wiadomo, po kim ona to ma, bo ja też obijam się jak szalona.
Zanim jednak przejdę do głównej historii, to powiem, że ta maść znakomicie radzi sobie z siniakami. Dużo szybciej "schodzą", tylko oczywiście trzeba być regularnym, jedna aplikacja nie wystarczy. Dobrze jest stosować ją 2-3 razy dziennie.
Pisałam, że stosuję te, maść też trochę inaczej niż zaleca producent. Stało się tak, że podbiłam sobie oko, a w zasadzie uderzyłam się w skroń tak mocno, że siniak przeszedł trochę na oko. No i nie ma co kryć, nie chciałam z limem podbitym chodzić. Zaczęłam używać wiec tej maści. Najpierw delikatnie na skroń, potem trochę pod to oko wjechałam i takim przypadkiem odkryłam, że ta maść całkiem nieźle działa na sińce pod oczami.
Trzeba ją nakładać na wilgotną skórę, po kremie, inaczej może przesuszać skórę. Nakładam jej naprawdę niewielką ilość i tylko wieczorem. Jeżeli nałoży się jej za dużo, rano można obudzić się z podpuchniętymi oczami. I faktycznie sińce pod oczami mam mniejsze, skóra jest jaśniejsza i bardzo dobrze natłuszczona i nawilżona. Po ponad miesiącu takiego używania mam mniejsze sińce nawet kiedy nie jestem wyspana. Myślę, że może gdybym znalazła żel arnikowy o ładny składzie, to może bym spróbował i jego używać w taki sposób.
Generalnie to bardzo fajny produkt na sińce, jak wasze dzieci też mają całe nogi w sinych kropkach, to polecam. Na sińce pod oczami też działa ;).
Maść do kupienia TUTAJ
A jak walczyć z przebarwieniem które pojawiło się po ranie?
OdpowiedzUsuńWszystko Ok w ciąży ?
OdpowiedzUsuńNie, Dermatodoron maść nie jest wskazana w ciąży i przy karmieniu - to wytyczne producenta.
UsuńDziekuje :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej marce, trzeba przetestować :)
OdpowiedzUsuńDzień dobry, czy opisane produkty można stosować u czterolatka?
OdpowiedzUsuńNa pewno nie wszystkie. Każdą maść trzeba sprawdzić, ja niestety nie pamiętam od jakiego wieku każdą z nich można stosować nie mam już ich karoników.
Usuń